Największe rozczarowania 2023 roku
Forspoken
Zapowiedzi Forspoken były intrygujące. Square Enix chciało przedstawić graczom nowego RPG-a, którego formuła mogła zapowiadać coś świeżego. Innego od Final Fantasy, ale i od roleplayów z Zachodu. Co poszło nie tak? Sporo, o czym przeczytacie w naszej recenzji.
Forspoken na początku daje powody do pewnego optymizmu, bo choć fabuła jest sztampowa, a walka mało różnorodna, to jednocześnie jest dynamiczna i widowiskowa, świat wygląda nieźle, poruszanie się po nim daje frajdę, a kolejne questy wypełnia się przyjemnie. Tak to wygląda przez pierwsze 2-3 godziny zabawy i jest to najlepszy fragment produkcji. Im dalej w las z kolei, tym wszystko zaczyna niemiłosiernie nudzić i irytować. Historia nudzi i nie oferuje niczego ciekawego również w zadaniach pobocznych. Pojedynki cały czas wyglądają tak samo i nic się nie zmienia in plus, a wyzwania dużego również nie stanowią. Świat prezentuje się nieźle, ale jak na nową generację, tekstury prezentują się generycznie, niektóre wręcz paskudnie, a na domiar złego, wszędzie panuje pustka. Sytuacji nie ratuje również protagonistka, której przesadnie "luzackie" podejście i idiotyczne linie dialogowe doprowadzają na zmianę do szału lub głębokiego poczucia zawstydzenia.
W tym stanie nie można polecić Forspoken do ogrania nikomu, co jest powodem do pożałowania, bo był tu fundament pod naprawdę niezłą grę. Zbyt wiele jej elementów jest jednak przygotowanych miernie lub wręcz źle, by cokolwiek docenić. Szkoda tym bardziej, że marka naprawdę może mieć potencjał i kolejna odsłona, jeśli zostanie dobrze przemyślana, może być dużo lepsza. Trudno jednak wierzyć, by Squre miało dać Forspoken drugą szansę. Nic na to na razie przynajmniej nie wskazuje.
Redfall
Uznane studio, tworzące świetnie oceniane oraz bardzo charakterystyczne gry dla jednego gracza nagle postanawia wszystko rzucić i opracować tytuł oparty o strukturę multiplayera, zupełnie zmieniając wszystko, z czego dotychczas było znane i doceniane. Niestety taki właśnie los spotkał dewelopera odpowiedzialnego ze Prey, Deathloop czy serię Dishonored.
Redfall nie jest jednoznacznie złą grą, o czym przeczytacie w naszej recenzji. Klimat czy fabuła, jak to w produkcjach sygnowanych logiem Arkane Studios, stoją bowiem na najwyższym poziomie. Problemem jest tu jednak podejście do rozgrywki, świata czy questów, które nijak mają się do tego, do czego zdążyli nas przyzwyczaić twórcy Dishonored. Otwarty świat, w którym nie ma co robić, implementacja zbędnych mechanik, które niepotrzebnie komplikują grę, przeciętne i nieciekawe umiejętności postaci oraz generalnie nieszczególnie przemyślany gameplay, a do tego cała masa bugów, problemów z questami oraz z wydajnością niezależnie od platformy na jakiej gramy. To wszystko składa się na przeciętniaka, który może się podobać, jeśli chodzi o podejście do narracji czy oprawy audiowizualnej, ale poza tym, Redfall bardziej przypomina koncept na naprawdę ciekawą grę, aniżeli gotowy, jakościowy produkt, którego można było oczekiwać od Arkane. Niestety w którymś momencie ewidentnie coś tu poszło nie tak, jak chcieliby tego twórcy (i gracze).
Czy Redfall da się odratować? Cóż, aktualizacje wydatnie pomogły na przestrzeni ostatnich miesięcy, ale projekt nadal zmaga się wieloma, często sporymi problemami i bugami, a warstwa gameplayowa również niektórych może odrzucić, zwłaszcza fanów poprzednich gier Arkane. Odpowiadając zaś na pytanie – zobaczymy jak długo Redfall będzie wspierane, bo potencjał gdzieś tam jest i być może nadal jest szansa, że będzie z tego coś niezłego. Dużo jednak jeszcze pracy przed deweloperami w tym temacie.
Starfield
To już chyba tradycja, że co 3 lata wychodzi duży RPG od znanego studia, który ma olbrzymi potencjał, gra się w niego dobrze, ale czuć jednocześnie, że coś tu poszło nie tak. Że czegoś tu brak. W 2017 mieliśmy Andromedę, w 2020 – Cyberpunka 2077, natomiast teraz mamy Starfielda.
Starfield to pierwsza nowa marka od Bethesdy od ponad 25 lat. Studio Todda Howarda powzięło nowy kierunek i zdecydowano o stworzeniu RPG-a osadzonego w kosmosie o skali, która teoretycznie mogłaby konkurować chyba tylko z Daggerfallem. Co z tego wyszło? Gra Bethesdy wyszła. Stanowi to rzecz jasna zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo w rzeczonym przypadku. Starfield nie jest tytułem złym, ale wiele jego elementów psuje całe doświadczenie. Eksploracja jest początkowo ciekawa, ale w końcu wkrada się schematyzm. Grafika niby ładna, ale animacje drewniane. Strzela i walczy się dobrze, ale SI wrogów to porażka. Planet mamy ogrom, ale z ich badaniem nie wiąże się nic naprawdę ciekawego i różnorodnego, więc ponownie wkrada się monotonia. Wiele questów jest naprawdę interesujących, ale jeszcze więcej to zapchajdziury, którym poziomem daleko nawet do tego z Fallout 4. Sam świat też mógłby bardziej imponować, gdyby tylko nie ograniczenia silnika i wszędobylskie ekrany ładowania. Oczywiście nie brak tu też bugów w ilościach wręcz hurtowych. Projekt zniechęca do siebie nawet moderów, którzy porzucają swoje plany ulepszania gry ze względu na to jak zepsuta jest ona u podstaw.
Skala rozczarowania rośnie proporcjonalnie do czasu spędzonego w grze, co najlepiej widać na przykładzie naszej recenzji oraz nieco późniejszej kolejnej opinii o tym tytule. Jeśli Bethesda chce rozwijać Starfielda jako markę w przyszłości, musi się wziąć za gruntowną naprawę produkcji, chociaż ciężko powiedzieć, czy da się to odratować tak, jakbyśmy tego chcieli.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler