Nie od dziś wiadomo, że producenci konsol zazwyczaj nie zarabiają na sprzęcie przez dobrych kilka, a nawet i kilkanaście miesięcy od momentu debiutu sprzętu.
zvarownik @ 21.11.2012, 07:47
Kamil "zvarownik" Zwijacz
wiiu
Nie od dziś wiadomo, że producenci konsol zazwyczaj nie zarabiają na sprzęcie przez dobrych kilka, a nawet i kilkanaście miesięcy od momentu debiutu sprzętu. Jest to po prostu zło konieczne. Sprzedaje się maszynę poniżej kosztów produkcji, by wytworzyć jak największą bazę użytkowników, którzy kupować będą gry, dodatki, akcesoria od sprzedaży których właściciel konsoli pobiera marżę. Oczywiście z czasem podzespoły tanieją, produkcja staje się tańsza i w końcu także samo urządzenie zaczyna przynosić kapustę na konto, ale to dopiero po czasie.
Wyjątkiem od tej sytuacji jest Nintendo. Nie dokładali nic do Wii, nie dokładali do DS'a, 3DS'a, itd.. Sytuacja zmieniła się jednak wraz z nadejściem Wii U. Firma rozprowadza konsolę poniżej kosztów produkcji, wszystko przez nowatorski kontroler. Strata jednak jest na tyle mała, że wystarczy, że ktoś kupi do konsoli next-gena (albo current, jak kto woli) jedną grę, by z jej marży pokryć dziurę. Informację tę wyjawił Reggie Fils-Aime, szef amerykańskiego oddziału Nintendo, mówiąc:
"Jak tylko klient kupi jedną sztukę oprogramowania (w sensie gry - dop. red.), to cała transakcja zaczyna przynosić zyski."
Z całą pewnością stawia to japońską firmę w komfortowej sytuacji. Sony z PlayStation 3 i Microsoft z Xboksem 360 nie zbliżyli się do takiego wyniku przez ponad rok i dłużej, po premierach swoich urządzeń. Mimo wszystko warto odnotować fakt, że Wii U to pierwszą od dawien dawna konsola "Niny", która mimo wszystko generuje straty.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler