Słów kilka o Michaelu, Trevorze i Franklinie - bohaterach GTA V


Materdea @ 17:35 19.10.2013
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻


Projektanci, tworząc takiego gościa jak Trevor, wypracowali sobie nie tylko kawał doświadczenia, ale również przykrócili nieco zapędy pozostałej dwójki, które mogłoby odciągnąć oko widza od psychopaty. Wyszło tak, że deweloperzy, kreując kogoś z zaburzeniami na tym podłożu (trudne dzieciństwo, skłonność do brutalności itp.), przyćmili swoje dokonania przy pracach nad sylwetkami pozostałych charakterów. Powodując w nich jednocześnie nieco mniej wyrazistości, a właściwie spłycając ich sylwetki. Stwierdzając to najogólniej: Trevor jest takim psycholem, że w jego cieniu stoi zarówno Michael jak i Franklin – tak przynajmniej wygląda to z mojej perspektywy.


Przyczyn psychopatycznej strony Trevora należy szukać w jego dzieciństwie - to właśnie wtedy był przez swego ojca bity, poniżany i wykorzystywany seksualnie.


No bo kogóż mamy jeszcze do wyboru. Mike to nikt inny jak podstarzały facet z wyraźnie zarysowanym mięśniem piwnym i w dodatku przechodzącym właśnie kryzys wieku średniego. Jak dla mnie model typa wprost z hollywoodzkich produkcji. Dodając do tego rozwydrzone dzieciaki, puszczalską żonę i wielką willę z basenem wychodzi jakoś tak… normalnie. Oczywiście w troszeczkę innym tego słowa znaczeniu, wszak niecodziennie widujemy kogoś z takim dorobkiem i sporą sumką pieniędzy na koncie.

Dalsza część artykułu opisuje przebieg scenariusza i zakończenie.


Tak czy siak, obu panów spotykamy jeszcze w czasach młodości, w trakcie ich ostatniego wspólnego napadu. Niestety, plan się sypie, a Brad – trzeci kumpel wokół którego kręci się właściwie cała końcówka - otrzymuje kulkę i bezwładnie pada na ziemię. Michael chcąc go ratować również obrywa, zaś trzeci członek załogi ratuje własne cztery litery ucieczką. I to właśnie od tego zdarzenia wychodzi cały scenariusz Grand Theft Auto V – Michael zaczyna współpracę z FIB i finguje własną śmierć.

I pomimo tego że teraźniejszość w GTA V zaczynamy z perspektywy czarnoskórego gangstera, to dosyć szybko wpadamy na podstarzałego rabusia. Żeby było śmieszniej – w jego własnej willi. Pierwsza cut-scenka, gdy Franklin bez zapowiedzi odwiedza go – naturalnie z innym celem niż wypicie herbatki – doskonale obrazuje właściwie pierwszą połówkę rozgrywki. Pogłębiający się kryzys, o którym już zresztą wspomniałem, dodatkowo z przekupionym agentem federalnym w kieszeni, sportowym autem i luksusowym domem z basenem stara się ignorować krzyki dzieci oraz żony. Idąc za Wikipedią: „Efektem kryzysu może być przewartościowanie dotychczasowych priorytetów, dotyczących pracy zawodowej, małżeństwa czy rodziny. Do objawów tzw. kryzysu wieku średniego można zaliczyć: przygnębienie, złość, zauroczenie w innej osobie niebędącej partnerem życiowym, pragnienie ucieczki od codziennej odpowiedzialności, nagły pociąg do alkoholu”. Wypisz wymaluj – znana postać.



Co do samego pana Townleya aka De Santy, to intrygująco wyglądają jego przesłanki, którymi kieruje się w postępowaniu z Franklinem i Trevorem. I choć nic nie zdradza jego podejrzanych zamiarów, to w samej końcówce kilka istotnych person rzuca cień podejrzeń na – do tej pory w miarę „krystalicznego” – jegomościa. Niejasno wyglądają powiązania z federalnymi, tajemnice skrywane przed Philipsem i przywiązanie do postaci afroamerykańskiego gangstera: hasła pokroju „traktowałem Cię jak syna” są generalnie na porządku dziennym. W sumie lepszy taki pierworodny niż palacz ganji i nałogowy onanista, jakim jest Jim, prawdziwy synalek bohatera.

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosurban1212   @   21:11, 19.10.2013
Mnie tam zdecydowanie najbardziej do gustu przypadł Franklin.
0 kudosMaterdea   @   11:29, 21.10.2013
Cytat: urban1212
Mnie tam zdecydowanie najbardziej do gustu przypadł Franklin.
Ja, szczerze mówiąc, nie mam ulubionego bohatera - z żadnej części GTA. Jakoś nikt nie przemówił do mnie na tyle, bym określił go mianem "najlepszego". Uśmiech
0 kudosDuchLuk   @   14:59, 21.10.2013
A dla mnie Franklin jest drugą po Claudzie najmniej lubianą postacią. Jest taki nijaki, ciężko go polubić. Blado wypada na tle Michaela i Trevora.