Batman: Arkham Origins - 10 lat po premierze


zubal22 @ 10:53 26.10.2023
Filip "zubal22" Sudoł

Origins to w zgodnej opinii krytyków oraz fanów najgorsza część serii Arkham. Czy to oznacza jednak, że odsłona ta nie ma do zaoferowania niczego godnego uwagi? W niniejszym artykule, przygotowanym z okazji 10-lecia istnienia wspomnianego tytułu, przedstawię jak całość się zestarzała i co może zaproponować graczom w roku 2023.

Batman: Arkham Origins z 2013 roku stanowi prequel wydarzeń z Arkham Asylum, który opowiada o wydarzeniach z wczesnego okresu działalności Zamaskowanego Mściciela. Jedynym naszym sojusznikiem (przynajmniej na początku) jest Alfred. James Gordon jeszcze nam nie ufa, a dla wielu mieszkańców Gotham i kryminalistów Gacek to w zasadzie miejska legenda. Warto tu zaznaczyć, że za produkcję nie odpowiada studio Rocksteady, które po stworzeniu Arkham City wzięło się za opracowywanie zwieńczenia trylogii, które miało powstawać już na 8. generację konsol. Do Origins oddelegowano w tym czasie WB Games Montreal, którego zadaniem było stworzenie gry o Batmanie, która wypełniłaby pustkę pomiędzy Arkham City, a Arkham Knight.

Przyjęcie Arkham Origins było nierówne. Gra nie zebrała złych ocen, a wiele osób doceniło między innymi ciekawe podejście do fabuły, postawienie na Batmana, który faktycznie używa swoich zdolności detektywistycznych w toku historii oraz wciąż znakomitą walkę, ale z drugiej strony dostaliśmy produkcję nierówną technicznie, z kiepską optymalizacją, słabo wyeksponowanymi głównymi złymi, ze zbyt małą ilością nowości oraz sporą liczbą bugów. Rezultatem jest najgorzej oceniany tytuł w cyklu, z ocenami na poziomie 74/100 w serwisie Metacritic.

Czy oceny i krytyka jaką otrzymała ta gra były słuszne? Czy warto dać tej produkcji szansę mimo 10 lat na karku? Po odpowiedzi na te i inne pytania, zapraszam poniżej.

Fabuła i rozgrywka


Jak to w grach z tej serii bywa, akcja Arkham Origins ma miejsce na przestrzeni pojedynczej nocy. Tym razem natomiast przypada ona w Wigilię Bożego Narodzenia, gdy Batman próbuje powstrzymać Czarną Maskę przed przeprowadzeniem napadu. Dosyć szybko okazuje się, że przestępca wydał swoisty list gończy na Mrocznego Rycerza, a osoba, która zdoła go schwytać/zabić/pokonać zdobędzie nagrodę w wysokości 50 milionów dolarów. Oczywiście nasz superbohater ma zamiar pokrzyżować plany złoczyńcy i poznać zamiary Czarnej Maski.

Trzeba przy okazji przyznać, że historia w Arkham Origins jest naprawdę niezła. Nie stoi może na tym samym poziomie co w pozostałych grach z serii, ale wciąż jest dobrze opowiedziana, wciąga, ma garść interesujących zadań pobocznych, zaś wielu przestępców ma tu czas na pokazanie się i "zabłyśnięcie". Nie zabrakło ponadto miejsca na ciekawy, acz trochę przewidywalny twist fabularny, który jednak powinien wywołać uśmiech na twarzy każdego fana Gacka. Zdecydowanie fabuła nie zestarzała się tu w żadnym stopniu i dalej może się podobać.

Podobnie rzecz ma się z rozgrywką, a przede wszystkim z walką. Jak zwykle jest ona wręcz znakomita. Rytmiczne starcia, polegające na zręczności, płynnym łączeniu kombosów oraz gadżetów, w których napakowany facet w lateksowym kostiumie obija pyski nawet 20 typom na raz, to czysta przyjemność. Nowości jest tu raczej niewiele, zaledwie parę nowych akcesoriów, których użyteczność w starciach jest znikoma, ale rdzeń zabawy jest wciąż bardzo dobry. Odniosłem nawet wrażenie, że walka tu jest nieco trudniejsza niż w innych grach z cyklu. Jakby wszystko było delikatnie szybsze lub mniejsze jest okienko na popełnianie błędów.

Eksploracja otwartego świata, poruszanie się i same lokacje to praktycznie kalka z Arkham City. I jest to jeden z moich głównych zarzutów wobec Origins, bo przez to gra sprawia wrażenie bardziej rozbudowanego DLC, aniżeli pełnoprawnej nowej produkcji. Na ulicach Gotham znajdziemy tylko przestępców, non stop pada śnieg, a przemierzanie miasta nieraz ciągnie się w nieskończoność. Nie pomagają nawet całkiem niezłe misje poboczne oraz mini-questy, wymagające pacyfikowania przestępców. Szkoda, że deweloperzy nie przygotowali czegoś więcej i przede wszystkim czegoś nowego.

To co mi się niezmiernie podobało w Arkham Origins to fakt, że z Batmana w końcu zrobiono detektywa z prawdziwego zdarzenia. Asylum i Origins do całego tematu śledczego podeszło zbyt płytko. W Origins Mroczny Rycerz analizuje swoje otoczenie, skanuje dowody, zbiera poszlaki i łączy wnioski, dzięki czemu potrafi wydedukować jakie zdarzenie miało miejsce w danym miejscu oraz jakie trzeba podjąć dalsze kroki. Element ten jako jedyny powraca później w stworzonym przez Rocksteady Arkham Knight (nie licząć easter eggów), co potwierdza to, jak bardzo ta część gameplayu udała się WB Montreal.

Sprawdź także:

Batman: Arkham Origins

Premiera: 25 października 2013
PC, PS3, XBOX 360, WIIU, MOB

Batman: Arkham Origins to kolejna część z serii Batman: Arkham, w której gracz wciela się w tytułowego Batmana i musi stawić czoła wielu przeciwnościom, czy to w postaci ...

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosDirian   @   17:42, 26.10.2023
Trochę niedoceniona część, ale trudno się dziwić - po Arkham City poprzeczka została zawieszona szalenie wysoko. Jakiś czas temu ściągnąłem sobie Origins na Steam Decka i tak powoli sobie przechodzę - gra śmiga tutaj perfekcyjnie (choć oficjalnie nie jest wspierana wg Valve).
0 kudosGuilder   @   18:57, 26.10.2023
Arkham City, z perspektywy czasu, jest dla mnie najlepszą częścią ze wszystkich czterech. Tym bardziej uznaję więc, z jak dużymi oczekiwaniami mierzyli się twórcy Origins.
A tak naprawdę stworzyli bardzo solidny produkt. Tak jak we wszystkich częściach, tutaj też mamy sporo antagonistów - ta różnorodność była zawsze mocnym punktem ostatnich gier o Batmanie. Fabuła mnie wciągnęła, podobało mi się umiejscowienie akcji tak wcześnie, gdy Gordon jeszcze traktował protagonistę jak wroga, a samo Gotham nie było pewne, czy to nie jest tylko miejska legenda.
Te powyższe, jak i brak nerwowych momentów (takich jak Killer Croc czy Scarecrow z Arkham Asylum albo walki Batmobilem ze świdrem Knighta albo prawie-niezniszczalnym czołgiem Deathstroke-a z Arkham Knight) sprawiają, że jeśli nachodzi mnie ochota na powrót do którejś z gier tej serii, Origins jest moim drugim wyborem po City.
0 kudosDirian   @   20:35, 26.10.2023
Cytat: Guilder
walki Batmobilem


Prawdę mówiąc to mnie ten Batmobil skuteczni zniechęcił do dalszej rozgrywki w Arkham Knight i odpadłem gdzieś po 10h, bo tak mnie irytowało jeżdżenie nim. Ale w sumie... dam jeszcze jedną szansę jak się trochę odgruzuję z obecnych premier - może po kilku latach przerwy nie będzie tak irytować... Dumny
0 kudosIgI123   @   20:29, 28.10.2023
Ja pie*dole, 10 lat... A ja przecież ledwo wczoraj byłem w technikum i wyczekiwałem tej gry po tym jak Arkham City mnie absolutnie oczarowało. Pamiętam jak w dniu premiery poleciałem z samego rana kupić, chyba nawet wtedy do szkoły nie poszedłem. Ten trailer który został wstawiony do tekstu, obejrzałem go chyba z miliard razy (do dzisiaj jest fenomenalny). Hype miałem jak nie z tej ziemi...
Okazał się że Origins rozczarowało, ale głównie mechanicznie i przez brak nowości. Była to kalka Arkham City, tylko że gorzej zrobiona. Historię z perspektywy czasu doceniłem, twist fabularny przy tym z Arkham Knighta to niebo a ziemia. No i relacja Bruce'a i Alfreda to mocny punkt, coś czego reszta gier z tej serii nawet nie tknęła.
Walka wręcz wyszła słabo, znacznie gorzej niż w AC czy AK. Powiecie że to to samo, ale według mnie, czyli wariata który każdą grę z serii wymaksował dwa razy, postacią steruje się znacznie gorzej, przez co robienie wyzwań było katorgą. Normalny gracz tego nie zauważy, ale mnie bolało. Tryb łowcy z kolei może spieprzony nie został, ale nie zaoferował kompletnie nic nowego względem poprzedniej części. No, poza linką Deathstroke'a, która tak spłyca rozgrywkę że aż boli.
Bossów z czasem też bardziej doceniłem, zwłaszcza po tym co zaoferował w tej kwestii Arkham Knight. Najlepszym w serii wciąż oczywiście pozostaje Mr Freeze, ale Deathstroke, Bane czy w szczególności Copperhead nie są daleko za nim.
To co mnie jeszcze wkurza, to to że słabo zrealizowano poruszanie się po mieście, co trochę na szczęście ratowała szybka podróż. Nie zmieniono pod tym kątem nic względem Arkham City, a Origins było większe w pionie i w poziomie - przez to co w przypadku miasta z AC działało świetnie, w AO już było do dupy. Do tego wszechobecne niewidzialne ściany. AK zastosował garść nowych mechanik, i chociaż w nim miasto było jeszcze większe i brak było szybkiej podróży, to poruszanie się po nim było czystą przyjemnością.
Grzechem byłoby gdybym nie wspomniał o multi, bo było naprawdę mega, a autor tekstu nic o nim nie napisał. Najwięcej frajdy sprawiało mi granie teamem bohaterów. Granie nimi wymagało mega skilla i kombinowania. Z czasem zaczęło iść mi naprawdę dobrze, momenty gdy gracze bandytów przestawali walczyć między sobą, a zaczynali panicznie rozglądać się na wszystkie strony i obserwować wyżej położone punkty w poszukiwaniu nietoperka... Umówmy się, prawdziwy człowiek to znacznie większe wyzwanie niż przewidywalny bot, i jeśli którakolwiek gra w serii miała sprawić bym czuł się jak Batman, to multi Arkham Origins czyniło to najlepiej.
Szkoda że zdechło, i nawet wydaje mi się że wiem dlaczego. W większości przypadków walczyły ze sobą dwie grupy bandytów, a bohaterowie sprawiali najwyżej lekką irytację. Jeśli chciało się nimi wygrywać, to nie można było zgonować, bo zabierało to punkty. No, trzeba było mieć skilla. Granie jako zbir było spoko, ale spoko to za mało by się utrzymać na rynku. Największe emocje były dopiero wtedy jak wiedziałem że w meczu działa sprawny team herosów, wtedy emocji było co nie miara, paranoja narastała, bo za rogiem mógł czekać potwór... Ale zdarzało się to najwyżej raz na parę meczy. Najczęściej były to ameby wchodzące wprost pod lufę. Najlepsze było gdy jeden z bohaterów grał dobrze i nabijał punkty, to drugi co chwila padał czym tracił to co wypracował ten pierwszy, w grze jako hero bolało to najbardziej. Bez DOBREJ trzeciej drużyny bohaterów, była to tylko strzelanina 3vs3, co było okej, ale tak jak napisałem i wszyscy wiemy, okej to za mało. Generalnie bawiłem się jednak przy multi bardzo dobrze... Cóż, śpij słodko aniołku [*].
Z perspektywy czasu stwierdzam że Origins i Knight są dla mnie na jednej pozycji. Obie gry są fajne, obie zawiodły i udały się na różnych płaszczyznach. Obie w dniu premiery technicznie w dniu premiery były koncertowo spie*dolone. Powiedziałbym że Origins ma w sobie więcej serca, z kolei Knight to lepsza gra overall. Arkham City to mój wciąż niedościgniony ideał. Arkham Asylum lubię najmniej, ale hej, to na jego barkach stoi reszta serii.
Skończę swój wywód dygresją, mam tradycję iż Origins wracam sobie co roku na święta. Ma wtedy super klimat, jeżeli ktoś chce zagrać po raz pierwszy albo sobie odświeżyć, to właśnie wtedy. Chyba tylko na ostatnie Boże Narodzenie jakoś nie miałem okazji, ale jak w tym roku wypadło dziesięciolecie, to trzeba będzie koniecznie.