Gry dla dorosłych - czyli kryzys wieku dojrzewania

W ostatnim czasie czuję dziwny deficyt gier dla dorosłych. Nie chodzi mi tu oczywiście o tytuły nawiązujące do szeroko pojętej erotyki, ale takie, które przemawiają do mojej bardziej dojrzałej natury. Tak, tak, wiem, że każdy facet to tak naprawdę dzieciak, ale piszę serio. Czasem lubię zagrać w coś, co jest poważne, prawdziwe, namacalne i takie dziwnie… surowe? Tak, to chyba najlepsze słowo. Niestety większość gier, jakie obecnie trafiają na rynek to papka dla nastolatków (choć w nie także lubię pograć, nie oszukujmy się). Nawet, jeśli coś przesycone jest przemocą, to jest ona dziwnie „kreskówkowa”. Nie wiem czy wiecie o co mi chodzi, więc spróbujmy powoli, na spokojnie.
Od czasu do czasu na rynku pojawia się jakaś naprawdę wyśmienita gra, której autorzy nie idą na żadne kompromisy. Kilka lat temu tego typu projektem było BioShock. Podejmowało kontrowersyjne tematy (naturę człowieka, dążenie do władzy, narkotyki, zabawę z genami) i oferowało mroczną rozgrywkę. Główny bohater przecież ćpał jakieś plazmidy, a lokalna dilerka okazała się być małą dziewczynką. W zasadzie to było ich nawet więcej niż jedna, ale mniejsza o to. Sprawa jest tej kategorii, że wyśmienicie mi się w to grało. Jednocześnie nie był to produkt, który nadawał się dla wszystkich. Raz, że nie brakowało przemocy, a dwa było sporo scen, w których włos jeżył się na głowie. Po wszystkim miałem też o czym pomyśleć, rozważyć fabułę itd. No czułem się spełniony.
Później nastało kilka lat względnej posuchy, aż mojego bardziej dojrzałego wewnętrznego gówniarza połechtało niedoceniane Spec Ops: The Line. Był rok 2012. Biorąc pod uwagę, że BioShock zadebiutował pięć lat wcześniej, aż tyle musiałem czekać na swoją „działkę”, że tak napiszę. Spec Ops: The Line okazało się naprawdę wyjątkowym projektem. Głównie ze względu na to, że znowu nie byłem traktowano jak dzieciak. Deweloperzy świetnie pokazali wojnę. Nie bali się scen drastycznych. Chcieli aby gracz dbał nie tylko o swój tyłek, ale także o wirtualnych ludzi, ginących dookoła niego. Sytuacja diametralnie odmienna w stosunku do np. Call of Duty czy Battlefield, gdzie tak po prawdzie mamy w głębokim poważaniu to, czy zlikwidowaliśmy tysiąc czy dwa tysiące żołnierzy.
Skoro przy Call of Duty jesteśmy, czy Wy również macie wrażenie, że gry pokroju właśnie dzieła Activision zamieniły graczy w małych psychopatów. Sam nie bardzo wiem jak to określić, ale mam wrażenie, że tego typu produkcje mocno obiektywizują przeciwników. Wiem, że to gry i takie ich zadanie, ale przecież dałoby się to jakoś mądrzej pokazać. Wywołać emocje, wzbudzić empatię. Ostatnio emocji w wirtualnej rozrywce jest coraz mniej. Biegniemy, strzelamy, znowu biegniemy, jakiś granat – bum! I wygraliśmy. Znaczek PEGI 18 na pudełku nic nie znaczy, bo grają w to dzieciaki i tego typu przemoc wcale nie robi na nich wrażenia. Co jakiś czas jakaś tam scena, jak np. ta na lotnisku w Call of Duty: Modern Warfare 2, wzbudzi nieco kontrowersji, ale od tamtej pory w cyklu amerykanów nie było niczego równie emocjonującego. Rzekłbym nawet, że deweloperzy specjalnie idą w klimaty coraz mocniej nawiązujące do sci-fi. Dzięki temu żołnierze, do których strzelamy mają różne pancerze i takie tam, co jeszcze mocniej ich odczłowiecza.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler