Japonia – zadyszka branży?
Japońscy twórcy mają problemy z dostosowaniem swoich produkcji do mocniejszych platform. Square Enix ze swoimi The Last Remnant oraz Infinite Undiscovery chyba nie do końca wiedzą jak „dziabnąć” ten temat. Być może optymalizacja tytułów nie była konieczna skoro Japończycy kupią każdą grę z logiem „kwadratowych”. Konwersje gier konsole -> PC także wywołują śmiech. Onimusha 3 wymagająca do gry joypada lub Resident Evil 4, w którym zrezygnowano z części efektów graficznych, a jedyne uczucie po spojrzeniu na klawiszologię to frustracja - to tylko jedne z wielu przykładów partactwa.
Co zatem z wizjonerami pokroju Level 5, Team ICO, Platinum Games, Sudy 51 i Hideo Kojimy, którzy pokazują że „Japończyk potrafi”? Przytaczając słowa ostatniego z wymienionych:
„Japonia tworzy własne książki, filmy, oraz muzykę. Nie eksportuje się rozrywki w języku japońskim, więc na jej tworzenie przeznacza się budżet dostosowany do zysków jakie można na tamtejszym rynku osiągnąć. Tymczasem angielskojęzyczna rozrywka obejmuje cały świat. Najczarniejszy scenariusz może zaistnieć w sytuacji gdy zachodni biznes zacznie wykorzystywać pomysły z japońskich gier dla własnych zysków. Jeśli do tego dojdzie w Japonii może po prostu zabraknąć twórców”. Trudno się z Kojimą nie zgodzić patrząc na najbardziej rozpoznawalnych developerów pokroju EA, Valve, Blizzard czy Ubisoft.
Prawdopodobnie dla japońskiej branży nadszedł czas poważnych przemyśleń. Jeśli nie chcą „zginąć” prędzej czy później muszą obrać drogę zachodnich gigantów. Oby tylko nie wiązało się to z utratą stylu za jaki wiele osób ceni tamtejsze produkcje. I chyba w połączeniu celów biznesowych oraz tradycji leży największe wyzwanie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler