Japonia – zadyszka branży?
Japonia - ojczyzna m.in. mangi, anime, oraz gier video. Niegdyś wyznacznik nowych trendów w branży – kraj, na który cały świat zwracał oczy we względzie elektronicznej rozrywki. Ostatnio jednak zaskakuje mnie konsekwencja z jaką KKW (Kraj Kwitnącej Wiśni – dop. bigboy177) - uważany niegdyś za kolebkę wszelkich innowacji, zaczyna zjadać własny ogon, przegrywając wyścig z resztą świata, oraz stając się swego rodzaju odmieńcem, postępującym według własnych, często niezrozumiałych decyzji. Do napisania tego tekstu zachęciła mnie poniekąd wypowiedź Hideo Kojimy (twórcy serii Metal Gear Solid), który w jednym z wywiadów stwierdził że być może powinien „zrzec się bycia Japończykiem”.
W każdej dziedzinie życia obowiązuje stara zasada mówiąca o tym, że kto stoi w miejscu ten się cofa. Wypuszczając zarówno NESa, SNESa, Nintendo 64 jak i Gamecuba Nintendo przemycało różnego rodzaju (mniejsze lub większe) unowocześnienia popychając branżę do przodu. Tajemnicą pozostaje dla mnie czy w 2005 roku, kiedy konsola o egzotycznej nazwie Wii trafiła na taśmę produkcyjną Ninny liczyło jedynie na łut szczęścia. Wyśmiewany przez obserwatorów rynku „eksperyment” na szczęście dla japońskiego giganta, ostatecznie zakończył się ogromnym sukcesem. Specyfikacja techniczna rodem z elektronicznego średniowiecza, znalazła uznanie w portfelach niedzielnych graczy. Zamiast pełnego HD zostali oni uraczeni masą samo-przechodzących się gier i niezliczoną ilością akcesoriów od Wii Wheel, aż po Balance Board. Nie wiem komu zaprzedali swoje dusze oficjele Nintendo, ale patrząc na >50 mln sprzedanych konsol musiał być to całkiem pokaźny panteon bóstw.
W Europie proces olewania graczy przez japońskich developerów jest dobrze widoczny szczególnie w krajach trzeciego… ekhm „rozwijających się”. Różnica w upowszechnieniu się marek takich jak Sony/Microsoft w porównaniu do Nintendo jest miażdżąca. Nie dość, że sporo gier pojawia się u nas z dużym opóźnieniem, to dodatkowo zarówno na edycje kolekcjonerskie (które jak wiadomo Japończycy uwielbiają wydawać/kupować) oraz jakiekolwiek obniżki cen nie ma co liczyć. Być może garstka kompetentnych przedstawicieli Nintendo w Europie ma ważniejsze rzeczy na głowie.
Na naszym lokalnym podwórku najbardziej uwidoczniła się natomiast coroczna konfrontacja Fify z Pro Evolution Soccerem. Gdy pierwszy raz odpaliłem dzieło EA Sports w wersji 09 byłem mile zaskoczony, natomiast PES był bliźniaczo podobny do poprzednich wersji. Konami, które wcześniej przyciągało ludzi rewolucyjnym gameplayem zaczyna powoli tracić w oczach swoich fanów. Prawa do Champions League nie wystarczą, biorąc pod uwagę nadal znikomą ilość licencji w porównaniu do gry Elektroników. Kolejne tłumaczenie takiego stanu rzeczy trudnościami w ich uzyskaniu jest nie na miejscu, zważając na to, która to z kolei część tej gry.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler