RetroStrefa - Mafia: The City of Lost Heaven
Ogólnie produkcja wyraźniej nastawia się na realizm, zupełnie odcinając się od konwencji chociażby właśnie Grand Theft Auto. Pomijając już bardziej realistyczny, dosadny klimat, istotne są np. zachowania policji wobec naszej osoby. Jeśli przekroczymy prędkość, przejedziemy na czerwonym świetle, czy nawet spowodujemy wypadek – nie musimy od razu martwić się, że zostaniemy spałowani i zastrzeleni. Nie, policja uprzejmie wlepi nam mandat, trochę skrzyczy i puści wolno. Dopiero gdy pobiegamy z bronią w miejscu publicznym, gliniarze spróbują zakuć nas w kajdanki, a strzelać będą tylko w odpowiedzi na nasz ogień. Są to naprawdę fajne i barwne smaczki, które zmuszają gracza do ostrożniejszego obcowania ze światem gry. Jak dla mnie – bomba.
Największej przyjemności dostarcza cały szereg różnorodnych i ambitnie przygotowanych misji. Z jednej strony, wydawać by się mogło, że nie ma tu jakiegoś wielkiego nowatorstwa: to musimy komuś porozwalać auta, to powystrzelać członków wrogiego gangu, porozwalać czyjeś restauracje, pouciekać przed wredną policją, prowadzić szaleńcze pościgi (i ucieczki) po ulicach Lost Heaven, czy – dla odmiany – wziąć udział w zupełnie zwyczajnym, legalnym wyścigu samochodowym (pośmigamy typowym dla lat 30’ samochodem sportowym). Wprawdzie nie brzmi to może szczególnie innowacyjnie, ale złożony przebieg tych zadań – zresztą ogólnie dość trudnych – dostarcza naprawdę ogromnej przyjemności. Twórcy nie pozostawiają nawet minimum przestrzeni na nudę!
Ogromną frajdę zapewnia sama mechanika gry, zarówno z racji modelu poruszania się, jak i ze względu na bardzo przystępny, ciekawy system jazdy. Nasz bohater zasługuje na miano całkiem mobilnego gościa: chodzi, biega, bije (i to całkiem bogato), oczywiście też strzela. Taki typowy zestaw mafiozy. Trochę szkoda, że Tommy nie potrafi korzystać z osłon, ale nie ma co rozpaczać – gra prawie w ogóle z tego powodu nie cierpi. Natomiast zdecydowanie bardziej pasjonujący i godny uwagi jest system jazdy. Kierowanie, choć intuicyjne, często okazuje się dość trudne i wymagające od gracza przynajmniej minimalnego skupienia. Poza tym, twórcy zaimplementowali całkiem przyzwoitą fizykę zachowania pojazdu, dzięki czemu łatwo wywrócić się na jakimś wzniesieniu czy murku. No i całkowitą rewelacją była jazda na manualnej skrzyni biegów. Wprawdzie nie było obowiązku, aby z niej korzystać, ale dostarczało to dodatkowego dreszczyku emocji i jeszcze większego zaangażowania w zabawę. Trzeba przy tym pamiętać, że dobrze wykorzystany „manual” jest o wiele wydajniejszy niż zaprogramowany „automat”, toteż producent dostarczył nam całkowicie klarowną motywację do samodzielnej obsługi skrzyni biegów. Tak czy owak, jazda po ulicach Lost Heaven jest nadzwyczaj przyjemnym i ciekawym doświadczeniem.
Czymś doskonałym było też samo wykonanie The City of Lost Heaven. Już nawet nie piszę o wysokiej jakości teksturach, czy bardzo fajnie podłożonych twarzach (trochę sztywnych, ale co tam – mamy rok 2002). Przede wszystkim imponująca jest sama kreacja miasta. Fantastyczne wizerunki budynków, widoczne z daleka gmachy (oczywiście w stylu lat 30’), piękne mosty, czy całe rzesze epokowo ubranych i różnorodnie zachowujących się mieszkańców metropolii. W końcu, po drogach przemieszcza się masa przeróżnych modeli pojazdów rodem z lat 30’, co chyba stanowi najbardziej charakterystyczny motyw wizualny gry (autka wyglądają po prostu pięknie!). Generalnie, mamy do czynienia z aglomeracją tętniącą życiem i to w najbardziej pozytywnym tego słowa rozumieniu. A idealnym dopełnieniem tego wszystkiego jest prześliczna muzyka pobrzmiewająca w radiu, jak również świetnie podłożone głosy bohaterów. Mafia cały czas prezentuje się ponadprzeciętnie i korzystnie.
Jeśli więc - nie daj Boże - nie mieliście jeszcze styczności z grą, nie musicie mieć żadnych oporów przed jej odpaleniem. Nawet w dobie piątego GTA, Sleeping Dogs i zbliżającego się wielkimi krokami Watch Dogs, Mafia: The City of Lost Heaven nadal pozostaje produkcją pełnowartościową i godną miejsca na Waszych półkach. Dla sympatyków sandboxów i gangsterskich klimatów – pozycja obowiązkowa. Nie żartuję!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler