RetroStrefa - Mafia: The City of Lost Heaven
Dzisiaj przypomnimy sobie jednego z najlepszych gangsterskich sandboxów akcji w historii - i wcale nie mam tu na myśli którejś z części GTA (choć bez porównań do dzieła Rockstar się nie obejdzie). W opisywanym tu dziele przeniesiemy się na tereny Stanów Zjednoczonych, ale jednocześnie cofniemy się do pięknych lat 30’ XX wieku. Pamiętacie jeszcze fantastyczną Mafię z 2002 roku? Jeśli nie, to pora sobie przypomnieć.
Mafia: The City of Lost Heaven bez najmniejszych wątpliwości jest tytułem, obok którego trudno przejść nawet z niewielką dozą obojętności. Absolutnie wyjątkowe dzieło Illusion Softworks (obecnie 2K Czech) jest prawdziwym klasykiem i sandboxową perłą, a przy okazji jedną z moich ulubionych gier w ogóle („ulubionych” gier mam dużo, ale do Mafii faktycznie mam ogromny sentyment). Przedstawiona tu historia zapowiada się bardzo niewinnie: ot poznajemy zupełnie zwyczajnego, wręcz sympatycznego Tommy’ego Angelo – mieszkańca fikcyjnego, amerykańskiego miasta Lost Heaven, z zawodu taksówkarza. Nasz bohater może uchodzić za przykładnego, pełnego wszelakich cnót obywatela, absolutnie niepowiązanego z żadną zorganizowaną przestępczością. Jednak jeden z jego dni pracy przybiera nieszczęsny obrót: dwóch przestępców wskakuje do jego taryfy, zmusza do szaleńczej ucieczki przed goniącymi ich „konkurentami”, a przy okazji naraża Tommy’ego na niebezpieczeństwo i zniszczenie wozu. Mafia umie jednak się odwdzięczyć: oprócz mamony, członkowie „rodziny” przyrzekają pomóc mu, gdyby kiedykolwiek znalazł się w potrzebie. No i już teraz wiadomo, że przyszłość nie będzie dla chłopaka zbyt kolorowa. Napadnięty przez jakąś bandę, uratuje się ucieczką do swoich mafijnych znajomych i na dobre zostanie wciągnięty w ich szeregi. Od tego czasu zacznie już prowadzić kompletnie bezpardonowe, mafijne życie.
Fenomenalny klimat i bezbłędna historia są najmocniejszymi stronami produkcji. Nie wnikam wprawdzie, na ile Mafia rzeczywiście odzwierciedla realia lat 30’, ale w ogóle mnie to nie obchodzi. To, co stworzyli panowie z Illusion potrafi autentycznie wessać, przyssać i zassać. Przede wszystkim świetną robotę odgrywają bohaterowie: sam Tommy Angelo to postać niebanalna, jego szef – Don Salieri – to prawdziwy skurczybyk z krwi i kości, podobnie zresztą jak i grupka nadzwyczaj barwnych i charyzmatycznych towarzyszy Tommy’ego. Gra została zaopatrzona przy tym w nadzwyczaj ciekawą historię, pełną zaskakujących wydarzeń, punktów zwrotnych, czy po prostu atrakcyjnych motywów i smaczków. Poza tym, aplikacja świetnie prezentuje charakter funkcjonowania całej „machiny mafijnej”, panujących w niej obyczajów, bezwzględnych zasad, a także swoistej „kultury”. Twórcy osiągnęli w tym mistrzowski poziom, którego nawet po dwunastu latach nie można nie docenić.
Mafia w pewien sposób zmieniła też podejście do sandboxowej mechaniki rozgrywki. O ile jego największy ówczesny konkurent (GTA, oczywiście) gwarantował całe multum możliwości i niekoniecznie pragmatycznych opcji, tak dzieło Illusion podchodziło do takich kwestii w sposób bardziej umiarkowany. Rzecz jasna po Lost Heaven możemy całkowicie dowolnie się przemieszczać, nabywać nowe giwery w sklepie u naszego kumpla Vincenzo, do utraty tchu nakradniemy napotykanych pojazdów, a - co ciekawe - również zatankujemy je na stacjach benzynowych (życie to nie bajka: nie masz paliwa, biegnij na tramwaj, albo pożycz nowe auto z pełnym bakiem). Nie ma tu jednak horrendalnej liczby „śmieciowych” misji pobocznych znanych z GTA – The City of Lost Heaven zdecydowanie bardziej idzie w jakość niż w ilość.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler