29 sierpnia 2002 jest wręcz historyczną datą dla graczy, bowiem tego właśnie dnia na growym rynku debiutu doczekał się pierwszy i prawdopodobnie do dzisiaj jedyny sandbox, który swoją grywalnością i klimatem przebił serię Grand Theft Auto. Czy po prawie dziewięciu latach wciąż można w to grać? Sprawdźcie sami.
Historia pewnego taksówkarza.
Tradycyjnie zacznę od fabuły, która jest wielkim atutem produkcji. Nie skłamię jeżeli powiem, że w tak wciągającą i klimatyczną grę jeszcze nie grałem. Historia opowiedziana w Mafii przebija nawet te znane z najlepszych przygodówek! W dodatku, wątek organizacji przestępczej z początków XX wieku jeszcze nigdy nie został podany nam w tak fantastyczny sposób. Nawet niedawny sequel nie może równać się ze swoją poprzedniczką, a co dopiero przeciętny Ojciec Chrzestny, który żeruje wyłącznie na popularności doskonałych książek i filmów z tej serii.
Zaczyna się niewinnie. Intro ukazuję spotkanie dwóch ludzi w restauracji. Nie mają oni ze sobą nic wspólnego. Jednym z nich jest nasz bohater Tommy Angelo, tym drugim jest reporter. Z nieznanych (jeszcze) graczowi przyczyn, Tommy planuje wyjawić „pismakowi” pewną tajemnicę w zamian za ochronę rodziny. Jak się okazuje, tym sekretem jest mafia, dla której pracował, a naszym zadaniem jest otworzenie tej puszki Pandory w formie retrospekcji.
Pierwszą misję rozgrywamy jeszcze jako taksówkarz, który z mafią nie miał nawet kontaktu, a gangstera widział co najwyżej w swoim czarno-białym telewizorze. W trakcie przerwy na papieroska, do Tommy’ego wybiega dwóch ludzi w garniturach, jeden z nich jest postrzelony i krwawi, a drugi „grzecznie prosi bohatera”, wymachując przy tym gnatem, o zabranie ich stąd i zgubienie pościgu. Szczerze przyznam, że ze względu na tą pierwszą misję do Mafii podchodziłem dwa razy. W kość dawał mi model jazdy i jakoś za pierwszym razem nie udało mi się jej przejść.
Po udanej ucieczce okazuje się, że nasi nowi kumple pracują dla jednego z dwóch bossów w Lost Heaven - Dona Salieri. Za udaną akcję Tommy zostaje nagrodzony i otrzymuje propozycję pracy dla „rodziny”. Oczywiście odmawia, lecz następnego dnia jego losy znowu krzyżują się z Salierim i tym razem przyjmuje propozycję, zostaje włączony do rodziny i pomaga Donowi w walce z drugim bossem Lost Haven - Morello. Szybko też poznajemy swoich „wczorajszych klientów” – Pauli’ego, który staje się naszym przyjacielem oraz Sama. Wiecznego pechowca i gdy tylko dowiemy się, że „jeden z naszych oberwał”, czy też „został porwany” możemy być niemal na 100% pewni, że dostało się właśnie Samowi. Prócz tego przyjdzie nam także pracować między innymi z Ralphem, genialnym mechanikiem; Vincenzo, specem od broni oraz Frankiem, księgowym Dona, który zawsze skutecznie zatuszuje nasze wybryki. Te zaś są bardzo różnorodne. Będą to miedzy innymi ochrona danej postaci, robienie za szofera, pościgi, kradzieże, pobicia, zastraszenia oraz zabójstwa. Jest tego całe mnóstwo, a całości dopełniają fenomenalne scenki przerywnikowe.
Rozmowa z restauracji rozgrywała się w 1938 roku, zaś pierwsza misja jest z 1930 roku. Na papierze jest to 8 lat, w praktyce gra aż tak długo nie trwa, ale i tak gwarantuje wiele godzin soczystej zabawy. Całość składa się z długich misji, których jest 20, złączonych w jedną spójną i niebanalną historią, przepełnioną licznymi zwrotami akcji, a wisienką na tym wielkim torcie jest zaskakujące zakończenie. Niestety, choć jak przed chwilą napisałem fabuła jest niebanalna i ma wiele zwrotów, czasami jest także zbyt przewidywalna i bez oglądania cut-scenek łatwo domyśleć się jak będzie wyglądać nasze następne zadanie. Dodatkowo, zabawę mogą popsuć liczne skrypty. Idę przed siebie, pusto, pusto, a tu nagle krótki filmik i bach, na ekranie widzę kilkunastu przeciwników. Ginę, idę jeszcze raz i dokładnie gdy „nadepnę na ten sam piksel” znowu filmik i znowu znikąd pojawiają się oponenci. Skrypty te potrafią zirytować, tym bardziej, że swobodna możliwość załatwiania spraw polepszyłaby bardzo rozgrywkę.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler