RetroStrefa - God of War
W naszej RetroStrefie dość rzadko piszemy o grach innych niż przeznaczonych na platformy PCtowe. Tym razem jednak zróbmy małą odmianę: tydzień temu Adrian pisał o wydanym tylko na konsolę PS2 Metal Gear Solid 3, ja w takim razie – idąc trochę za ciosem – przypomnę inny, rewelacyjny tytuł na maszynkę Sony – do dziś zresztą będący bardzo solidną marką na rynku. Nawet nie pytam, czy pamiętacie God of War.
W gruncie rzeczy mogłoby się wydawać, że produkcja wydana w 2005 roku nie jest znowu na tyle stara, by pisać o niej w dziale „retro”. Ale jeśli mówić szczerze, sam mam wrażenie, jakby premiera „Boga Wojny” miała miejsce całe, caluśkie wieki temu. Ale chyba nie ma się czemu dziwić: od tego czasu minęły już dwie generacje konsol, a to – w świecie wirtualnej rozrywki – naprawdę wiele. Nie wdawajmy się jednak w tego typu dywagacje, a po prostu przypomnijmy sobie tego bez wątpienia rewelacyjnego, ponadczasowego i wciąż bardzo grywalnego slashera.
Przenosimy się do pięknych, mrocznych czasów starożytności – a konkretnie na tereny ówczesnej Grecji. Przejmiemy kontrolę nad niejakim Kratosem: niegdyś dzielnym, ale i nieokiełznanym żołnierzem armii spartańskiej, cechującym się wielkimi umiejętnościami bitewnymi, ale i również okrutną i bezwzględną naturą. Ale my poznamy go jako maszynę do zabijania na usługach bogów olimpijskich, którzy to powierzą mu misję odnalezienia tzw. Puszki Pandory – narzędzia, przy pomocy którego będzie on w stanie pokonać siejącego zgrozę (i wypuszczającego na świat pełno demonów) boga wojny Aresa. I na tym poprzestańmy: zupełnie nie ma sensu zdradzanie większych detali scenariusza. Jednak w tym miejscu od razu sobie powiedzmy, że to właśnie nakreślona opowieść jest jednym z podstawowych, wielkich plusów gry. Ta niebanalna, pełna mroku, brudu i brutalności historia naprawdę niesie ze sobą wspaniały klimat, bijący na głowę niejedną, współczesną produkcję. Atmosfera aż wylewa się z telewizora!
Koncepcja rozgrywki może i należała do naprawdę bardzo prostych, ale już sam sposób wykonania God of War należy uznać za naprawdę niebanalny i inteligentny. Z jednej strony mamy do czynienia z typowo zręcznościowym mordobiciem, nastawionym na masową eksterminację armii przepaskudnych bestii i szkaradeł (twórcy autentycznie się wysilili: maszkar nawiązujących do greckiej mitologii jest bardzo dużo, stoczymy też walki z ogromnymi, potężnymi bossami – w tym z samym olbrzymich rozmiarów bogiem Aresem). Z drugiej jednak strony, God of War bezapelacyjnie i jednoznacznie udowodnia, że nawet tego rodzaju produkcja może nosić dużą wartość artystyczną, a ponadto może wymagać od gracza czegoś więcej, niż tylko umiejętności sprawnego operowania padem.
Zacznijmy może od spraw najbardziej podstawowych i najbardziej wyeksponowanych. Co oczywiste, trzon produkcji stanowią dynamiczne i efektowne walki, a także nieproste motywy zręcznościowe. Wprawdzie na początku umiejętności Kratosa nie są szczególnie powalające, ale już od pierwszych paru minut można mieć słuszne wrażenie, że God of War - mówiąc wprost – to kawał solidnej rąbaniny. Wyposażony w dwa zawieszone na łańcuchach ostrza Kratos, energicznymi ciosami dosłownie porozrywa na strzępy całą masę różnego plugastwa, co zarówno dostarcza sporej przyjemności graczowi, jak i cieszy jego oko sporą widowiskowością. Wykorzystując proste kombinacje łączące silne ataki (ale wolniejsze) ze słabszymi (ale szybszymi), każdy gracz powinien być zadowolony z możliwości przygotowanych przez Sony Computer Entertainment. Ale to tylko początek: z czasem nasz podopieczny wyuczy się całej gamy nowych, zabójczych ciosów, będących faktycznie kombinacjami przydatnymi i użytecznymi – nie ma tu miejsca na żadne sztuczne, nieprzydatne „zapychacze”. Co więcej, z biegiem gry dostaniemy do naszej dyspozycji cztery rodzaje zaklęć, którymi – dosłownie - „z kopyta” potraktujemy wszelkich napotkanych oponentów. No dobra: cztery czary to może i nie dużo, ale ich efektowność (i efektywność) naprawdę w pełni rekompensuje te braki. I tak roztoczymy wokół siebie potężne pioruny bezwzględnie raniące wszystkich pobliskich wrogów, będziemy mogli porazić ich głową meduzy, zamieniając pobliskie demony w kamień (parę ciosów i rozpadną się w drobne kamyczki), posiejemy też postrach przy użyciu pojedynczych, ale bardzo potężnych gromów, czy w końcu przywołamy armię dusz z Hadesu, nienagannie rozprawiającą się ze wszystkimi pobliskimi adwersarzami. Warto dodać, że w międzyczasie otrzymamy nową broń (w postaci miecza), stanowiącą przyjemną (i użyteczną) alternatywę od naszych dotychczasowych dwóch ostrzy. Suma tego wszystkiego, a także – co podkreślam – niezwykle widowiskowe zastosowanie tych wszystkich zdolności, przekłada się na autentycznie wielką frajdę płynącą ze wszelkiego rodzaju potyczek.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler