RetroStrefa - Call of Duty


guy_fawkes @ 19:14 09.01.2014
Krzysztof "guy_fawkes" Kokoszczyk



Szeregowy Aleksiej Woronin, radziecki protagonista, utkwił w pamięci graczy jako swoisty growy Wergiliusz, który trafił do ziemskiego piekła – pod Stalingrad. Komisarze NKWD natychmiast rozstrzeliwali rodaków za byle próbę dezercji, więc śmierć długo nie czekała na żniwo. Co więcej, na początku nie dostawaliśmy broni, tylko jeden magazynek, czując się kompletnie oszukanymi, bo oto dowódca rozkazuje atakować umocnione przez Niemców pozycje. Na szczęście wśród krasnoarmistów trafiali się dobrzy ludzie i Woronin jakoś uszedł z życiem; ba – nawet zapolował na wrogich snajperów, niczym słynny Wasilij Zajcew! Zaliczył też epizod na polskiej ziemi, gdzie odcinał Niemiaszków od zaplecza przemysłowego■, a potem siadł na sterami T34, by w walkach wokół Odry otworzyć drogę do samego serca III Rzeszy, Berlina i tam zdobyć Reichstag, zajadle broniony przez Szkopów. To ostatnie nie okazało się zbyt wielkim wyzwaniem dla kogoś, kto zatrzymał pochód hitlerowców w głąb ZSRR, niemniej stanowiło symboliczną wisienkę na torcie ciekawego scenariusza. Tutaj wypada nadmienić, że choć Call of Duty nie epatowało jeszcze wtedy brutalnością na taką skalę, jak to czynią współczesne odsłony, wcale nie popadło w syndrom „politycznej poprawności”, rezygnując choćby ze swastyk. Na dodatek, pomimo rozrywkowego charakteru (w końcu to tylko i aż gra komputerowa) skłaniała do refleksji na temat tego największego konfliktu w dziejach – a to zapiskami w pamiętnikach protagonistów, a to cytatami dotyczącymi wojny i jej okropieństw.

* Pierwsze Call of Duty, jako jedyne w serii, posiada epizod na polskich terenach - Warszawie i okolicach Odry. Natomiast w wydanej tylko na konsole części trzeciej pojawia się grywalny polski bohater z 1 Dywizji Pancernej gen. bryg. Stanisława Maczka, uczestniczący wraz z towarzyszami broni w bitwie o Mont Ormel.


Nic dziwnego, że gracze równo z krytykami piali z zachwytu, a dla niektórych dodatkowym atutem przemawiającym na korzyść twórców był fakt, że w Activision zyskali nowego przyjaciela po animozjach z Electronic Arts. Tak moi drodzy – duża część ekipy Infinity Ward, w tym przede wszystkim Jason West i Vince Zampella, niegdyś stanowiła trzon 2015, Inc., czyli… matecznika Medal of Honor: Allied Assault. Dziś jednak wiemy, że historia lubi się powtarzać – obaj panowie po kilku latach i sądowych przebojach z firmą Bobby’ego Koticka wrócili do Elektroników, zakładając nowe studio i tworząc swego rodzaju konkurencję dla swej poprzedniej marki. Zaś my, gracze, zostaliśmy z ich spuścizną eksploatowaną do granic możliwości. Pierwsze Call of Duty zapisało się w branży jako całkiem oryginalny produkt – mocno filmowy, oskryptowany, lecz jednocześnie przemyślany i grywalny. Od samego początku Infinity Ward było świadome ogromnego potencjału, jaki tkwił także w trybie sieciowym, stąd posiadał swój własny program rozruchowy i opierał się na autentyczności posiadanego klucza, a nie zaś płyty obecnej w napędzie. To już samo w sobie dawało do zrozumienia: kilkugodzinny, dość krótki singiel dostarczy niezapomnianych przeżyć, ale nawet gdy pudełko powędruje na półkę, gracze wciąż będą mogli szarpać w ekscytujący multiplayer.



Ten bazowo oferował 5 trybów. Zabawa w DM i TDM niewiele różniła się od tego, co znano wcześniej choćby z Quake’a – ludzie biegali po mapach jak poparzeni, czatując na fragi i tylko historyczne dekoracje, broń i mundury sprawiały pozory czegoś ambitniejszego. Tempo akcji było jednak niższe, niż w oldskulowych nawalankach – postaci poruszały się wolniej, zaś ich prędkość uzależniono od dźwiganego żelastwa. Dla przykładu Sten dawał olbrzymią mobilność, ale nie oferował takiej skuteczności, co ciężki BAR. Dalej było już ambitniej – Za linią wroga rzucał kilka alianckich owiec pomiędzy stado nazistowskich wilków; Odzyskiwanie kazało kraść/bronić ważnych dokumentów, Znajdź i zniszcz przypominało podkładanie bomb z Counter Strike’a, a wydany później wraz z patchem Sztab był wariacją na temat Dominacji. Tryby te wymagały skoordynowanego działania całej drużyny, a nie zaś biegania jak podpity zajączek na grządce kapusty. Poza tym liczyły się umiejętności – grind jeszcze się w serii nie pojawił, więc gracz mógł liczyć jedynie na predefiniowany zestaw uzbrojenia, który sobie wybrał na początku meczu. Nie zmienia to jednak faktu, że grało się i wciąż gra niezwykle przyjemnie, choć na coraz mniejszej ilości serwerów, obecnie wręcz garstce. Znacznie lepszy sieciowy żywot wiedzie multi wydanego rok później dodatku United Offensive. Generalnie nie ma się czemu dziwić, bowiem Gray Matter Interactive Studios wprowadziło nie tylko nowe tryby (Dominację, CTF oraz Atak na bazę), lecz również pojazdy i możliwość awansowania na polu bitwy – dobra postawa owocowała odblokowaniem specjalnych zdolności, od dodatkowych granatów po wezwanie artylerii.

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosIgI123   @   21:02, 09.01.2014
Poziom w Stalingradzie to naprawdę mistrzostwo, Omaha z MoH to przy tym nic. Poza tym jest to według mnie gra lepsza od CoD'a 2, jakoś misje były w tej części znacznie ciekawsze.
0 kudospiotrecki80   @   22:00, 09.01.2014
Cytat: IgI123
Poziom w Stalingradzie to naprawdę mistrzostwo.


Dokładnie, jeden dostał magazynek a drugi karabin. Już wtedy komuna miała braki magazynowe Dumny I NKWD z tyłu strzelające do maruderów lub dezerterów. Na lekcji historii dzieci powinny grać w tą gre Dumny
0 kudosFox46   @   22:33, 09.01.2014
Ale i tak najlepsza gra o II woj światowej to Brothers in Arms: Hell Highway.
Pomyśleć że od tej gry zaczęło się robienie tasiemców i nowych odsłon co roku. COD i zaraz po nim MW1 to jedyny CODY jakie mam i miło wspominam. Dalej było tylko jak zły koszmar, z którego niestety nie można się wybudzić bo wciąż trwa.
0 kudosroxa175   @   18:23, 10.01.2014
Bardzo fajna gra, grało się kiedyś w szkole, oj grało. Szczęśliwy
0 kudoswisniaboss   @   18:58, 10.01.2014
Stare dzieje Uśmiech Spoko tytuł, kto nie grał musi zagrać ;)
0 kudosAndziorka   @   18:59, 10.01.2014
Grało się grało i chociaż średnio przepadam za tym gatunkiem gier - ta była wciągająca i spędziłam przy niej trochę czasu. Uśmiech
Dodaj Odpowiedź