Columbia - Rapture ponad chmurami?
Columbię silnie odróżnia od Rapture kontrast na polu moralności. Ryan wręcz zachęcał do wyrzucenia jej z pamięci, o ile nie zagrażało to bezpośrednio miastu tudzież czyjejś własności. Istniały pewne nienaruszalne reguły, zaś o mieszkańcach można powiedzieć, że byli zdegenerowani już w chwili przybycia do miasta, gdzie puszczają wszelkie hamulce. Zebranie w jednym miejscu tak wielu charyzmatycznych osobowości samo w sobie doprowadziło do późniejszych rozruchów, zaś plazmidy tylko przyspieszyły nieuchronny upadek utopii. Natomiast początkowy obraz Columbii to całkowite przeciwieństwo – zaludniają ją prawi, spokojni, religijni obywatele, którzy kilometry nad ziemią sumiennie pracują i wychowują swoje dzieci. Proroka otaczają prawie boskim kultem, z zapartym tchem chłoną każde jego słowo, więc są tym bardziej podatni na manipulację i tym większe zaskoczenie wywołuje odkrycie ich podwójnej moralności, przyzwalającej na dyskryminację rasową i prześladowania. Gdzieś tam istnieją jednostki buntujące się przeciwko takiemu stanowi rzeczy, lecz pierwsza wizyta w latającej metropolii ukazuje wręcz sielankową atmosferę, prawdziwy Nowy Eden.
Ów kontrast dodatkowo nasila fakt, iż w przestworza trafiamy, gdy miasto jeszcze dobrze prosperuje. Co prawda działa rebelianckie ugrupowanie Vox Populi, lecz nieświadomym, prawym obywatelom zostało kilka dni względnie spokojnego życia. W Rapture zaś kroczymy po gruzach, niemo przypominających o wojnie domowej, co rusz napotykając zdemoralizowanych mieszkańców – splicerów, których jedynym celem w życiu pozostało szukanie ADAMa, koniecznego do transformacji („podniebny” odpowiednik plazmidów – Wigory – nie stanowiły wielkiego obiektu pożądania gawiedzi). Tu już nie ma widoków na godną egzystencję i choć starania dr Brigid Tenebaum pozwalają stworzyć namiastkę domu dla Little Sisters, nie ostało się nic zdolnego oszukać gracza, że miasto wciąż ma się świetnie lub przynajmniej zachowało cień szansy na odrodzenie. Jedyne z wyglądu normalne jednostki, nie przeżarte do cna plazmidami są praktycznie do szczętu zepsute i niepoczytalne – od Ryana, po jego przeciwników. Dalej czuć swąd walki o władzę, lecz i tutaj czają się pewne różnice: Andrew dopuścił do powstania oponentów, których potem usiłował pozbyć się metodami przeczącymi wyznawanym przez siebie ideałom, lecz Zachary Comstock praktycznie sam ich stworzył. W pewnym sensie było mu to na rękę – dzięki wrogowi Columbii oraz jej ludu mógł łatwiej mamić wszechobecną propagandą naiwnych mieszkańców.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler