RetroStrefa - Unreal Tournament
Do tego dochodziło ogromne zróżnicowanie broni. Giwer było w sumie dwanaście (plus translokator), z czego każda posiadała dwa alternatywne tryby prowadzenia ognia, co w tamtym czasach było nowością (wydany chwilę później Quake III Arena nie oferował takiego dobrodziejstwa). Arsenał był na tyle zróżnicowany, że każdy gracz znalazł coś dla siebie. Poczynając od podwójnych pistoletów, poprzez broń strzelającą ostrymi piłami (ach, główki latały jak ta lala!), bazookę, broń laserową, a na ukochanym przeze mnie flak cannonie i atomówce kończąc. Każdy grający posiadał swój styl. Bronie odznaczały się pewnymi zależnościami – flak cannon był ekstremalnie skuteczny na bliższych odległościach, jednak na otwartym terenie stawał się wręcz bezużyteczny. Wszystko rozchodziło się zatem o styl przeciwnika i umiejętność przewidywania jego kolejnych ruchów. No i nie oszukujmy się, najważniejsze i tak były zręczne palce i ostry jak brzytwa refleks.
Unreal Tournament wsławił się także poprzez ogromną ilość dostępnych map. Każdy tryb gry posiadał swój zestaw niesamowicie zróżnicowanych lokacji. Walczyliśmy zarówno na dryfujących w przestrzeni asteroidach, jak i na wyrastających z ziemi ogromnych wieżowcach, gdzie panowała praktycznie zerowa grawitacja. Nie zabrakło futurystycznych miast czy też pokrytych lawą pustkowi. Bitwy toczyliśmy także na statkach kosmicznych oraz w skażonych radioaktywnie fabrykach. Nie zabrakło tu również średniowiecznych zamków, militarnych łodzi bojowych a nawet podwodnych baz naukowych. Asortyment był naprawdę ogromny. Zdaje się, że twórców nie ograniczało zupełnie nic. I to właśnie to ogromne zróżnicowanie sprawia, że Unreal Tournament jest niesamowicie grywalny także dziś.
Jakby tego było mało, w grze występowały modyfikacje, dzięki którym każda rozgrywka mogła wyglądać zupełnie inaczej. W standardowym zestawie były dodatkowe piły motorowe czy chociażby tryb włączający zmniejszoną grawitację. Znaleźć tu mogliśmy także propozycje dla wrodzonych snajperów (tylko i wyłącznie broń snajperska) czy masochistów (jeden strzał – jedna śmierć). Wspomnę jeszcze tylko, iż modów powstały tysiące, niektóre z nich przerodziły się nawet w pełnoprawne produkcje. Dziś w zasobach internetu znaleźć możemy niezliczoną wręcz ilość mniejszych bądź większych modyfikacji.
Unreal Tournament zasłynął także dzięki sztucznej inteligencji komputerowych przeciwników. Każdy miał możliwość dostosowania poziomu trudności do własnych upodobań. Na Novice można było grać bez patrzenia na ekran. Jednakże im dalej w las, tym większe trudności. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby z mojego otoczenia, które potrafiły utrzymać się w rozgrywce na Godlike’u. Było to czyste ekstremum, ambrozja dla graczy z ADHD, nieosiągalny wynik dla wielu z nas. I największe trofeum, jakie można było zdobyć w tej grze.
Szpila charakteryzowała się także świetnie zrealizowanym soundtrackiem, który zagrzewał do boju, wprowadzał w ten specyficzny świat i nakręcał jak diabli. Nurtem nie wybiegał zbytnio poza sterylną elektronikę, ale cholerka, nic innego nie pasowałoby tu lepiej! Pisząc ten tekst standardowo mam odpalony soundtrack z gry i przyznam się szczerze, że co drugi kawałek przechodzą mnie ciarki po plecach, a w myślach automatycznie dopasowuje się mapa, na której ów utwór był odgrywany najczęściej. Już sama muzyka sprawia, że tytuł warto odpalić ponownie.
I taki właśnie jest Unreal Tournament. Zróżnicowany, rewolucyjny i przede wszystkim – wciąż grywalny. Legenda, która nie umiera nigdy. Przywołujący wiele wspaniałych wspomnień. Dający niesamowitą satysfakcję i relaksujący po ciężkim dniu w pracy/szkole. Jedyny prawdziwy – Unreal Tournament.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler