Gamingowa menopauza
Smutne acz prawdziwe. Wiele jest powodów dlaczego tak się dzieje. Dotyka to sporej grupy osób, gro z nas się po prostu nudzi kolejnymi grami na to samo kopyto. Przy okazji aktualnej generacji krokiem w stronę innowacyjności miały być kontrolery ruchowe. Zarówno Microsoft jak i Sony okrzyknęło swoje sprzęty ewolucją i nową jakością. Move i Kinect celowały w nową klientelę i bezpośrednio miały wpłynąć na przedłużenie cyklu życia konsoli – jak się sprawują, wszyscy widzimy. Fakt, są to ciekawe rozwiązania, wręcz stworzone do casual gamingu, ale gdzie w tym wszystkim gracz z krwi i kości? Obecna generacja wprowadziła wiele dobrego – internetowe usługi zrosły się w jedną kość z procesem gamingu, wielu sobie dziś gier bez neta nie wyobraża. Doszliśmy do momentu, gdzie gry są kute tylko pod multiplayer, gdzie artyzm nie jest w cenie. W takich realiach, rzeczywiście, można się zmęczyć materiałem – cierpieć na gamingową menopauzę.
Obecna generacja, która chyli się ku końcowi, przyniosła wyraźny rozwój technologiczny. To dobrze. Producenci zachłyśnięci możliwościami, prześcigali się przez te lata jeżeli chodzi o grafikę. Po drodze zgubiono gdzieś jednak osobowość i artyzm. Dziś wszystko mamy podane na talerzu. Za przykład niech posłuży nam prowincja Skyrim – piękna, ogromna, klimatyczna i wciągająca. Fakt, produkcja Bethesdy jest grą epicką, aczkolwiek dającą nam wszystko od razu. Dzisiejsze produkcje nazbyt rozpieszczają gracza, wszystko widać, słychać tylko, no właśnie, nie czuć. Wyobraźnia śpi. Zmieniła się narracja, na bardziej filmową, efektowne cut-scenki to już standard. Nie twierdzę, że to źle, broń Boże, twierdzę, że tego przesyt może męczyć. Szeroko pojęta komercjalizacja wpłynęła na aktualną modę. Produkcje typu fps zalewają rynek, a wszystkie bite na jedno, dochodowe, kopyto. Dzisiejsze pole bitwy przyciąga graczy zewsząd, na wszystkich platformach, nic to, że ostatnim razem grałem w to samo. Gram bo inni grają, gram bo to dziś modne, chcę mieć sprzęt do grania bo to stylowe, kupię nowego iPhone'a – będę kozak. Jednostronne myślenie, szkodzi branży, zmęczeni są też na pewno sami twórcy, nie wychodząc poza utarte schematy. Robimy tak jak oni, przecież się sprzedaje. I jak tu się tym wszystkim nie znudzić?
A no nie jest to takie trudne. Dzisiejsze czasy to istny wyścig zmęczonych, przestarzałych szczurów. Szczurów, które jeszcze potrafią, ale im się już nie chce. Przebłyski typu Rage, Machinarium czy Botanicula to tylko pierwsze z brzegu przykłady. One mają szanse przywrócić płomień, przywrócić radość z grania. Choć oczywiście nie wszystkim. Zmęczenie gracza wynika również bezpośrednio z braku wyzwań. Obecna generacja na tyle rozpieściła graczy, że zaoferowała im listę wyzwań samoistnie (calakowanie gier). Kiedyś człowiek sam sobie wyznaczał bariery i poprzeczki. Pamiętam jak dziś, gdy razem z kolegą katowaliśmy Resident Evil 2 bez zapisywania stanu gry, oczywiście na poziomie hard i bez sprajów – to było wyzwanie. Radość po pokonaniu samego siebie, radość z gamingu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler