Niebieskooki samuraj - recenzja serialu. Ghost of Tsushima od Neftlix!


Dirian @ 10:27 21.11.2023
Adam "Dirian" Weber
Chwalmy Słońce!

Fani Japonii, samurajskich klimatów czy po prostu sieczki w stylu Johna Wicka muszą to obejrzeć. Najnowsza animacja od Netflix Studios przenosi nas do XVII-wiecznej Japonii i opowiada o zemście.

Ostatnio Marcin narzekał nieco na politykę tworzenia i dystrybuowania seriali na popularnych platformach streamingowych, i trudno mu się dziwić. Jesteśmy zalewani przeciętnymi produkcjami, na które zwyczajnie szkoda czasu. Gdzieś tam, czasami, pojawia się jednak coś wartego uwagi - i właśnie taką produkcją jest Niebieskooki samuraj. Nie zdobył on wielkiego rozgłosu na Netflix, niknąć w gąszczu innych materiałów, ale zdecydowanie warto się nim zainteresować. To jedna z najlepszych animacji ostatnich lat!

Za powstanie Niebieskookiego samuraja odpowiada małżeństwo Michael Green oraz Amber Noizumi. Green jest m.in. scenarzystą Blade Runnera 2049, więc w zasadzie nie trzeba dodawać nic więcej. Tym razem wraz z małżonką (której korzenie zapewne miały spory wpływ na powstanie Samuraja) przygotował on nietuzinkową animację, od której nie sposób oderwać wzroku.

Fabuła Niebieskookiego samuraja zabiera nas do XVII-wiecznej Japonii, kiedy Kraj Kwitnącej Wiśni znajdował się w okresie zwanym sakoku. Japonia wówczas odizolowała się od świata zewnętrznego, całkowicie odcinając się od obcokrajowców. Sytuacja była skomplikowana do tego stopnia, że nawet dzieci z mieszanych związków uznawane były za "wyrzutki społeczne". Jeśli nie miałeś skośnych oczu i charakterystycznej dla Japończyków cery, z góry byłeś skazany na życiowe niepowodzenie.

Właśnie w tym okresie żyje Mizu, kobieta będąca tytułowym niebieskookim samurajem. Skrzywdzona przez los, spłodzona przez białego człowieka poszukuje zemsty na swoim rodzicielu, który zgotował jej nieprzychylny los. Dotarcie do wspomnianego człowieka okazuje się ścieżką po trupach, ale nie jest to dla Mizu problemem - jest ona mistrzynią miecza, po wieloletnim i wymagającym szkoleniu.

W praktyce Niebieskooki samuraj jest dość prostą opowieścią drogi i zarazem zemsty. Z drugiej strony Michael Green i Amber Noizumi przygotowali kilka zwrotów akcji, a także nieoczywistych wydarzeń, które w połączeniu z fantastycznymi dialogami i w zasadzie nieustającą akcją sprawiają, że serial śledzi się z zapartym tchem. Widowisko co rusz częstuje nas efektownymi, niezwykle brutalnymi i zarazem wręcz szaleńczo szczegółowymi scenami walki. To istna, brutalna uczta dla oczu, której nie powstydziłby się sam John Wick. Krwawy spektakl, od którego nie sposób odejść

To jednak niejedyne mocne punkty Niebieskiego samuraja, bo te można by długo wymieniać. Świetnie napisani, autentyczni bohaterowie, sprawnie zlepione dialogi czy fantastyczne widoki. To animacja z najwyższej możliwej półki, nieograniczona marnym budżetem. Serial wygląda fantastycznie na współczesnych telewizorach.

Końcówka Niebieskookiego samuraja zwiastuje nadejście kolejnych sezonów. Szczerze liczę, aby udało się je zrealizować, bo dobrze wiemy, że Netflix lubi ucinać mniej popularne produkcje. Dlatego gorąco zachęcam Was do seansu - serial liczy 8 odcinków i jest to zdecydowanie dobrze spędzony czas. Myślę, że ocena 9/10 na podstawie 12 tys. recenzji z portalu imdb.com to solidne potwierdzenie mojej rekomendacji. A jeśli jeszcze nie graliście w Ghost of Tsushima, to trudno wyobrazić sobie lepszy wstępniak do wkręcenia się w grę od studia Sucker Punch!

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosfebra1976   @   19:04, 03.12.2023
Całkiem przypadkiem trafiłem na tą recenzje, jestem po obejrzeniu wyżej wymienionego serialu. W sumie pierwszy odcinek włączyłem jako tło do porannej sobotniej kawki, a potem jakoś poleciało.
Pomimo że jestem fanem animacji z "szkoły" Hayao Miyazaki'ego, jednak Niebieskookiego samuraja obejrzałem z przyjemnością i z chęcią obejrzę drugą serię, jeżeli takowa powstanie.