Nie oglądam ostatnio seriali, bo się boję... też tak macie?

Lubię po pracy przed komputerem usiąść i zrelaksować się słuchając muzyki, ewentualnie oglądając film, tudzież serial. W ostatnich latach zdecydowanie chętniej oglądałem seriale aniżeli filmy, bo po prostu oferowały dłuższą i często bardziej zróżnicowaną rozrywkę. Mam jednak wrażenie, że coś zaczyna się zmieniać i coraz chętniej zerkam na filmy. Nie bardzo mogłem namierzyć źródło tejże przemiany, ale chyba wreszcie wiem co za nią stoi. To durna polityka anulacji, która szerzy się w usługach streamingowych takich, jak Netflix, HBO Max, Amazon Prime TV oraz Disney Plus.
Każda platforma oferująca streaming filmów i seriali stara się przyciągać do siebie potencjalnych subskrybentów nowymi propozycjami. Jest tego w tym momencie tyle, w sensie seriali i filmów, że czasem niełatwo wybrać coś, co nas interesuje. Kiedyś był to w zasadzie jedyny problem. Siadałem przed TV z pilotem w dłoni i zdarzało mi się dość długo wertować zasoby nim znalazłem to, co chciałbym obejrzeć. Teraz patrzę dodatkowo, czy mówimy o serialu nowym, czy produkcji, która dobiegła już końca i oferuje kompletną opowieść. Boję się po prostu rozpoczynać nowości, bo jest spora szansa, że niestety zostaną one anulowane po jednym zaledwie sezonie nim na dobre się rozkręcą. Takie podejście, a ostatnio słyszę, że moi znajomi też je stosują, to kolejny problem.
Jeśli chodzi o anulacje, przoduje zdecydowanie Netflix, choć ostatnio coraz radośniej seriale usuwają też HBO Max oraz Disney Plus. Obie usługi przechodzą jakiś kryzys, tudzież zmiany na stanowiskach decyzyjnych, a jako że każdy nowy chce się wykazać i podlizać inwestorom, efekt jest, jaki jest. Anulacje doprowadziły do tego, o czym wspomniałem wcześniej, czyli obawy, że serial, który mi się spodoba, nagle zostanie zdjęty z „anteny”. Ze względu na nią nie chce mi się totalnie oglądać propozycji, które mają np. jeden lub dwa sezony. Zawsze przed rozpoczęciem seansu sprawdzam też czy opowieść w ramach danej produkcji dobiegła końca, czy po prostu ją ucięto. Irytuje mnie strasznie to, że inwestuję czas, wciągnę się w jakieś wątki, a potem nagle ktoś mi je urwie i nie dopowie reszty. Nic gorszego w takiej sytuacji nie ma!
Moja – i wielu innych subskrybentów – niechęć do oglądania nowych i niezakończonych seriali jest dość poważnym problemem. Netflix określa bowiem popularność swoich produkcji na podstawie tego, jak chętnie są one oglądane za „jednym zamachem” oraz sprawdzając jak dużo osób w ogóle zdecydowało się na seans. Jeśli wychodzi jakaś nowa produkcja i natychmiast się widzowie na nią nie rzucają (choć może być czymś wyjątkowym), to szefostwo uznaje, że nie ma zainteresowania i przedsięwzięcie zostaje anulowane. Ludzie nie oglądają, bo boją się anulacji, a Netflix anuluje seriale, których ludzie nie oglądają… Widzicie już w czym tkwi problem? To samonapędzająca się maszynka, która do niczego dobrego nie prowadzi.
Zdaję sobie sprawę z tego, że celem każdej platformy streamingującej jest zarobek. Nikt nie będzie przecież robił seriali i filmów, na których nie da się wyjść na plus. Nikt nie będzie jednak wkrótce oglądał nowych produkcji, jeśli już na starcie nie będzie pewności, że serial będzie miał dłuższy żywot albo choćby kompletny wątek. Nie wiem jak miałoby to jednak wyglądać. Czy w formie natychmiastowej zapowiedzi, iż przygotowywanych jest kilka sezonów? Czy w postaci sezonów, które zawsze oferują domknięte opowieści? Nie wiem osobiście jak zostanie ten problem rozwiązany, ale mam wrażenie, że jego skala jest coraz większa i rozlewa się po wszystkich platformach do streamingu. Jak tak dalej pójdzie to każda z nich będzie cmentarzyskiem 1-2 sezonowych, nieskończonych produkcji, z garścią blockbusterów, którym udało się jakimś sposobem przetrwać i zaprezentować kompletną opowieść.
W tym momencie powiedzieć możecie, że przecież podobnie było kiedyś, gdy nie było Netflixa, HBO Max, Disney Plus, Amazon Prime TV i innych takich. Że przecież w klasycznej telewizji seriale także były anulowane i nie miało się pewności, że cokolwiek przetrwa. Jasne, ale wtedy wszystko funkcjonowało inaczej. Po pierwsze, nikt nam nie obiecywał, że możemy oglądać proponowane materiały w dowolnym czasie i wybranym przez siebie momencie. Teraz zainteresowanie mierzy się tym, jak dużo osób rzuca się na premierę, co kłóci się z ideą tego całego komfortu i dobra widzów. Dlaczego więc nie mogę poczekać aż np. w HBO Max wyjdzie kompletny sezon i wówczas go obejrzeć? Dlaczego uznawane jest to za brak zainteresowania? Nie ma w tym po prostu logiki.
Nie wiem czy w najbliższym czasie zmieni się tu cokolwiek, ale wydaje mi się, że zdecydowanie musi. Konieczna jest zmiana podejścia i może tworzenie mniejszej ilości seriali, ale o wyższej jakości i z nastawieniem na to, że jednak ciągniemy opowieść do końca. Nie musimy też dostawać 10 sezonów. Niech ich będzie 3-4, ale niech stanowią kompletną opowieść i nie kończą się cliffhangerami. Bez naprawdę znaczących zmian w tym względzie, niedługo autentycznie nie będzie czego obejrzeć.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler