Ghost of Tsushima to ostatnia wielka premiera ekskluzywna dla PlayStation 4. Trochę zaskakujące jest, że debiut najnowszego dzieła studia Sucker Punch ma miejsce tak blisko światowej publikacji The Last of Us: Part II, ale myślę, że mimo wszystko przedsięwzięcie sprzeda się wyśmienicie. To bowiem jedna z najlepszych gier akcji bieżącej generacji. Jestem też przekonany, że nawet next-geny nie będą miały łatwo aby przebić to, co przygotowało dla graczy Sony. Tak dobrze w otwartym świecie nie bawiłem się już dawno!
Akcja Ghost of Tsushima toczy się w czasach feudalnej Japonii. Przenosimy się więc do średniowiecza, a konkretniej do roku 1274. To właśnie wtedy poznajemy młodego samuraja o imieniu Jin Sakai zamieszkującego jedną z wysp z grupy Cuszima. Mężczyzna nie ma niestety łatwo. Większość jego pobratymców została uśmiercona przez armię Imperium Mongołów, a Jin musi w jakiś sposób przywrócić swoją ojczyznę Japończykom. Sytuacja jest jeszcze bardziej dramatyczna ze względu na to, że po przejęciu Cuszimy mongołowie wyruszą dalej, na podbój reszty kraju.
Kontrolę nad Jinem przejmujemy właśnie w momencie mongolskiej inwazji. Kilkadziesiąt pierwszych minut zabawy poświęcamy na to, aby zapoznać się z najważniejszymi założeniami mechaniki rozgrywki, w tym ze skradaniem się, poruszaniem oraz systemem walki. Po mniej więcej godzinnym prologu wirtualny świat Cuszimy całkowicie się otwiera, a gdy to następuje, Ghost of Tsushima pokazuje pełnię skrywanego początkowo potencjału. Wyspa jest niewiarygodnie dopracowana i pełna sekretów. Dlatego od pierwszych minut pochłania na niewiarygodną skalę, choć jednocześnie przyznać trzeba, że potrafi przytłoczyć.
Ghost of Tsushima to gra przygodowa gra akcji, ale istotną rolę odgrywają w niej elementy charakterystyczne dla RPG oraz narracja. Poruszamy się po otwartym świecie, wykonując misje fabularne oraz poboczne, co jest w zasadzie standardem w przypadku tego typu sandboksów. Te pierwsze są bardziej rozbudowane i dłuższe, popychają opowieść do przodu, a te drugie świetnie ją uzupełniają. Co ważne, zlecenia dodatkowe są często sporych rozmiarów, dzięki czemu nie stanowią roli "zapchajdziury". Nie wydłużają sztucznie czasu rozgrywki, ale faktycznie angażują. Często okraszone zostały one przerywnikami filmowymi oraz całkiem interesującymi wątkami.
Przed premierą gry deweloperzy zapowiadali, że kluczową rolę odgrywać będzie eksploracja. W rzeczy samej - tak właśnie jest. Aby czerpać w pełni z nowego dzieła Sucker Punch, trzeba zbaczać z głównej ścieżki, wkraczać do gęstych lasów i wspinać się na wysokie szczyty. W wielu z tych miejsc poukrywano sekrety oraz aktywności poboczne (np. specjalne kapliczki), których nie da się znaleźć bez odważnej eksploracji.
Z drugiej strony, twórcy zapowiadali, że w grze nie będziemy prowadzeni za rękę, a nie jest to do końca prawdą. Faktycznie znaczników na mapie jest niewiele. Nie ma też w niej punktów nawigacyjnych, do których musimy dotrzeć, aby otrzymać jakieś zlecenie bądź takowe zakończyć. Jest natomiast wiatr, który wywołujemy odpowiednim przyciskiem, a ten prowadzi nas w kierunku czegoś interesującego. Innym subtelnym drogowskazem są też zwierzęta, wskazujące nam między innymi różne sekrety. Dzięki temu nie jest tak, że wpadając na jakiś nowy obszar widzimy na nim kupę znaczników, które następnie odwiedzamy jeden po drugim, realizując najczęściej proste jak cep zadania poboczne. Większość sekretów Cuszimy musimy znaleźć na własną rękę.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler