RetroStrefa - Fallout 2
Nim jednak przystąpiliśmy do jakiejkolwiek zabawy, musieliśmy stworzyć naszego podopiecznego. To również prezentowało się dość osobliwie i niespotykanie jak na rok A.D. 1998, nawet na tle wydanego nieco wcześniej Baldur’s Gate. Decydowaliśmy o płci, cechach (siła, inteligencja, zręczność, itp.), całym zestawie umiejętności, takich jak np. walka wręcz, broń palna, broń ciężka, broń energetyczna, mechanika, leczenie, skradanie, sztuka przetrwania i kilka innych talentów, a także wybieraliśmy atrybuty szczególnie charakteryzujące naszego podopiecznego. Możliwości było wiele, a dodatkowo inwestowanie w owe współczynniki miało swoje faktyczne skutki podczas samej rozgrywki. Jeśli bowiem nie znaliśmy się na elektronice, mogliśmy zapomnieć o włamywaniu się do komputerów; większa inteligencja otwierała nowe opcje dialogowe, z kolei bez zdolności leczniczych nie byliśmy w stanie pomóc niektórym, ważnym dla nas NPC. Dzisiaj wydaje się to niczym wielkim. Wtedy - było to autentycznie „coś”.
Przede wszystkim imponowała jednak wielkość świata Fallout 2, jego żywotność oraz interaktywność. Po przeróżnych miasteczkach przemieszczaliśmy się najpierw pieszo, z czasem zaś zasiedliśmy za kółkiem samochodu (z ograniczonym dostępem do paliwa oczywiście). W pierwszej kolejności rzucał się w oczy fantastyczny projekt wszelkich plansz - postapokaliptyczny świat składał się głównie z pustkowi i podniszczonych domów, choć przyszło nam zwiedzić także bardziej zadbane i silniej zaludnione mieściny, czy w końcu nowoczesne laboratoria, bazy i podziemia. Mieszanka architektoniczna do dziś może inspirować niejednego projektanta gier, gdyż Black Isle spisało się dosłownie na medal!
Ale co ważniejsze, przedstawiony świat zdawał się naprawdę żyć własnym życiem, pozwalając graczowi na bardzo mocne wniknięcie w swoje struktury. Ludzie mieli swoje problemy, prowadzili sklepy i drobne interesy, w barze przesiadywali „tubylcy”, szerzyła się przy tym działalność gangsterska. Wszystko to miało ogromną, niezwykle rzadko spotykaną zdolność wyrazu. Fallout 2 był też jedną z nielicznych gier, w których wykonywanie całego ogromu misji i wątków pobocznych przychodziło z nadzwyczajną lekkością i przyjemnością. Wynika to przede wszystkim ze złożoności zadań, bogactwa zaprojektowanego uniwersum, jak i także niebanalności napotykanych bohaterów. Black Isle stworzyło prawdziwie głębokie osobowości, z którymi chętnie wejdziemy w dialog, bądź inną interakcję. I wcale nie twierdzę, że charyzmatyczne będą tylko dobre i „jasne” charaktery. Nie - emocje wzbudzą osobniki najróżniejszej maści: dobroczyńcy, przywódcy miast, żołnierze, pasterze, ale również przestępcy, szmuglerzy i inne „cwaniaki”. Tu warto dodać, że realia Fallout 2 nie składają się tylko ze stricte ludzi. Często natrafimy tu na grupy mutantów, wyniszczonych na skutek promieniowania, z którymi też spróbujemy nawiązać jakąś nić porozumienia - niekoniecznie wdając się od razu w walkę. Black Isle okazuje się w tej materii praktycznie nie do przebicia!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler