RetroStrefa - Alien Resurrection
Skoro już przy uzbrojeniu jesteśmy, warto nadmienić co służy nam do eksterminacji kosmicznej rasy. Arsenał wygląda dość standardowo - korzystamy z karabinów pulsacyjnych, shotguna, miotaczy ognia, granatnika, a nawet zabójczego lasera, przecinającego wszystko na drobne kawałki. Co istotne, amunicja to prawdziwy skarb. Jest jej naprawdę jak na lekarstwo i trzeba oszczędzać na każdym kroku, bo później może się okazać, że przejście danego fragmentu stanie się niemożliwe. Szczególnie gdy drogę zagrodzi nam stado Xenomorfów. To nie Call of Duty, gdzie pocisków jest tyle, ile ziarenek piasku na Saharze. Jako że zwykły pistolet, choć wyposażony w nieskończoną ilość kul, nadaje się tylko na złom, uzbrojenia trzeba używać z głową. Podobnie jest zresztą z apteczkami. Zapomnijcie o całkowitej regeneracji zdrowia. Potęguje to tylko niesamowitą atmosferę zaszczucia.
Prócz dorosłych, wyklutych z ludzkiej klatki piersiowej Obcych, napotykamy również wrogo nastawionych do nas ludzi. Szczerze mówiąc, są to najmniej ciekawe momenty, bo walka z żołnierzami jest frustrująca, zwłaszcza, że taki pojedynczy typek musi otrzymać grad kul, by paść na glebę. Po pomieszczeniach USM Auriga biegają też facehuggery, czyli niewielkie osobniki, składające embriony Obcych w płucach człowieka. Są szybkie, niewidoczne i zwinne, więc stanowią poważne zagrożenie. Co ciekawe, "zapłodnienie" nie kończy rozgrywki. Jeszcze przez jakiś czas możemy grać, choć nasz czas szybko się kończy (specjalny licznik pokazuje, kiedy Obcy rozerwie naszą klatkę piersiową). Jak więc wyjść z potrzasku? Otóż załoga USM Auriga dysponuje specjalnymi przyrządami, służącymi do napromieniowania siedzącego wewnątrz nas płodu, w efekcie czego ten umiera i znika z naszego ciała. Paniczne szukanie tych medykamentów w ciemnych korytarzach, gdy nie wiadomo co czai się za rogiem, to chleb powszedni, a chwile te zapadają w pamięć na długo.
Tak oldschoolowe elementy budują horrendalny poziom trudności. Easy to tu hard, normal to very hard, a hard to nieuniknione spotkanie ze śmiercią. Sprawy nie ułatwiają do tego rzadko umieszczone niekiedy punkty zapisy stanu gry. Alien: Resurrection udowadnia, iż spacer po pokładzie USM Auriga to diabelska walka o przetrwanie. Dla hardcorowców to nie lada wyzwanie i poczują się oni tu jak w domu.
Niestety, oprawa graficzna może dziś doprowadzić do krwawicy oczu ze względu na wiek gry. Choć deweloperzy wycisnęli z pierwszego PlayStation ostatnie soki, wodotrysków graficznych, naturalnie, nie uświadczymy. Design poszczególnych lokacji wypada jednak poprawnie - ściany są poplamione krwią, na ziemi leżą szczątki rozszarpanej na strzępy załogi, pełno wszędzie złożonych przez Królową jaj z wykluwającymi się "twarzołapami" i dziur wypalonych przez kwas. Kilka pozytywnych słów należy się oczywiście warstwie audio. Większość dźwięków została żywcem przeniesiona z filmu - zarówno odgłosy karabinu pulsacyjnego, otwierania śluz, jęków Obcych, jak i słowa wypowiadane przez komputer pokładowy zwany "Ojciec". Wypada to wprost fenomenalnie, budując niesłychany klimat.
Poważnym problemem jest natomiast fatalnie zaprojektowane sterowanie. Będę szczery - precyzji tu brak. Fakt, po jakimś czasie idzie się przyzwyczaić i wyczuć pada, ale niesmak na twarzy pozostaje do samego końca. Na szczęście sytuację ratuje dedykowana PSX myszka. Dla wszystkich, którzy pragną cofnąć się w czasie, będzie ona obowiązkiem.
Alien Resurrection zapisał się w kartach historii jako mocarny exclusive konsoli Sony, a jednocześnie jedna z najlepszych gier, osadzonych w uniwersum Obcego. Był to tytuł pierwszorzędny, klimatyczny, trzymający w napięciu - prawdziwe wejście smoka, wyznacznik jakości na lata i piękne zwieńczenie ery PSX. Tak godnego podjęcia tematu nie było od czasów Aliens vs Predator 2 na PC. Dla fanów Obcego - to bez dwóch zdań must-have.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler