RetroStrefa - Alien Resurrection
Xenomorf, humanoidalna postać kosmity wykreowana przez szwajcarskiego malarza, Hansa Rudolfa Gigera, do dziś uważana jest za najniebezpieczniejsze monstrum żyjące we wszechświecie. Jest to zarazem jedna z najbardziej rozpoznawalnych i rozpowszechnionych ikon sci-fiction, która wystąpiła zarówno w filmach, książkach, komiksach, zabawkach, jak i grach. Tych ostatnich w ciągu ostatnich 30 lat pojawiło się całkiem sporo, ale tylko nieliczne zapadły w pamięć w sposób szczególny. Do tego grona należy bez wątpienia wydany w 2000 roku na PSX Alien Resurrection - tytuł działający na uczucia, posiadający niesamowitą, ciężką i gęsta atmosferę, straszący na każdym kroku, będący niedoścignionym wzorem gier osadzonych w uniwersum Obcego, a przy tym doskonałym horrorem. Oto bestia, która wyszła z cienia, pokazała swój pazur i ociekające śluzem szczęki.
Alien: Resurrection przedstawia wydarzenia z filmu o tym samym tytule. Akcja przenosi nas zatem na stację kosmiczną USM Auriga, gdzie grupa naukowców klonuje Ellen Ripley, wykorzystując próbki jej krwi zdobyte na planecie Fiorina 161, w więzieniu o zaostrzonym rygorze poznanym w filmie Obcy 3. Robią to oczywiście w jednym celu - by wyciągnąć z niej przerażający embrion królowej Obcych, który dorastał w jej klatce piersiowej, zanim jeszcze Ripley postanowiła oddać swoje życie, poświęcając się dla bezpieczeństwa ludzkości. Królowa następnie składa jaja, powstają kolejne osobniki i nagle cały eksperyment wymyka się spod kontroli. Xenomorfy uwalniają się, dziesiątkują załogę i w tym momencie rozpoczyna się rozgrywka właściwa. My wcielamy się w rolę klona Ripley i jej towarzyszy występujących w filmie (Distephano Call oraz Christie - w zależności od poziomu), próbując zapobiec katastrofie.
Tytuł jest klasycznym FPS-em, który od samego początku doprowadza do palpitacji serca. Wszędzie słychać krzyki zabijanych żołnierzy marines, na ziemi leżą rozszarpane ciała martwego personelu, panuje mrok, a na dodatek, co jakiś czas, pada zasilanie. Mało tego - znaleziony przez nas pierwszy gnat okazuje się całkowicie bezużyteczny nawet przeciwko jednemu Xenomorfowi, zdolnemu zrobić z nas sieczkę w ciągu zalewie kilku sekund. W akompaniamencie przeraźliwego pikania detektora ruchu, specyficzny klimat wprost wylewa się z ekranu. Alien: Resurrection straszy na każdym kroku i wychodzi mu to całkiem nieźle, jak na "doomowatego" shootera przystało.
Przez całą grę zwiedzamy różne sekcje stacji kosmicznej USM Auriga, opanowane przez potwory z kwasem w krwiobiegu zamiast krwi. Większość czasu spędzamy więc w ciasnych, ciemnych korytarzach, czasami zwiedzając miejscówki znane z filmu - chociażby laboratorium, w którym byli przetrzymywani, w stanie hibernacji nosiciele Obcych, czy statek kosmiczny Betty. Takich smaczków jest całkiem sporo. Co warte podkreślenia, w jednym z poziomów przychodzi nam nawet zanurkować w zalanych kompleksach, a wycieczka w głębiny nie zawsze kończy się wesoło, szczególnie, gdy mamy kilku bezlitosnych pasożytów na karku. O panikę wtedy bardzo łatwo - tym bardziej, że wówczas uratować może nas jedynie granatnik, niestety nieskuteczny w spotkaniach twarzą w twarz z wiadomych względów.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler