Multiplayerowa słodycz w serii Battlefield: Bad Company.


bigboy177 @ 17:39 27.02.2010
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!



Satysfakcja z wirtualnych zmagań w Bad Company 1 i 2 jest bez wątpienia jednym z najważniejszych motorów napędzających rozgrywkę. Aby jeszcze bardziej wciągnąć graczy producent postanowił przygotować specjalny system gromadzenia doświadczenia. Przyznawane jest ono za wszystkie, poprawnie zrealizowane akcje. Może to być zwykły head shot, czy asysta; ale również detonacja ładunków wybuchowych. Punkty doświadczenia zamieniamy następnie na różne unikatowe bronie oraz gadżety, wspomagające nasze działania na polu bitwy. Dodatkową nagrodą za expa są rangi wojskowe, oparte na prawdziwych odznaczeniach, występujących w armii Stanów Zjednoczonych. Im wyższe nasze doświadczenie, tym wyższy stopień protegowanego.

Skoro o rozwoju herosa mowa, nie można zapomnieć o niezwykle istotnym elemencie każdego sieciowego shootera - klasach postaci. DICE nie chciało zbytnio rozdrabniać wojaków pomiędzy poszczególne umiejętności, wobec czego dysponujemy tylko pięcioma podstawowymi typami żołnierzy w każdej z trzech frakcji: piechotą, specem od wybuchów, rozpoznaniem, specjalistą oraz wsparciem. Pierwszy z wymienionych posiada uzbrojenie na każdą okazję i walczy zawsze na samym czele. Drugi wyjątkowo skutecznie korzysta z ładunków wybuchowych oraz broni ciężkiej, służącej do niszczenia pojazdów. Rozpoznanie to po prostu snajper, którego zadaniem jest wspieranie atakujących ostrzałem ze snajperki. Specjalista jest podobny do eksperta od eksplozji, z tą różnicą, że jego ładunki C4 bez problemu uporają się nawet z najtwardszym czołgiem. Na koniec mamy jeszcze wsparcie, którego najważniejszą cechą jest zdolność do leczenia innych żołnierzy oraz naprawiania pojazdów. Jeśli chodzi o te ostatnie, deweloper wrzucił do gry czołgi, samochody transportowe, helikoptery i łodzie. Wojna przebiega więc na wszystkich frontach.



Seria Battlefield: Bad Company ogromne zainteresowanie graczy zawdzięcza jeszcze jednemu czynnikowi. Otóż, studio DICE, na potrzeby gry opracowało od podstaw zupełnie nowy silnik graficzny, którego najważniejszą cechą jest generowanie w znacznym stopniu destrukcyjnego otoczenia. W pierwszej części shootera mogliśmy demolować większość ścian budynków, zmieniając tym samym całkowicie sposób prowadzenia walki. W dwójce destrukcja jest na jeszcze większą skalę, dzięki czemu można zredukować sporych rozmiarów strukturę do kupy gruzu. Nigdzie zatem nie można się czuć w pełni bezpiecznie. Trzeba ciągle zmieniać pozycję, a przez to zabawa jest bardziej dynamiczna, wymagająca i ekscytująca. Żadna inna sieciowa strzelanka nie oferuje tak dużej interakcji z otoczeniem, wszak producent chwali się, że mniej więcej 92% tego, co widzimy, możemy zdewastować! To, czego się nie da, zostało specjalnie zaprojektowane w ten sposób. Po to, by mapy nie były po prostu płaskie.

Wyobraźcie sobie następującą akcję. Widzicie, że w jakiejś małej chatce zabunkrowała się grupa nieprzyjaciół. Wejście do środka ostro obstawione, a więc frontowy atak odpada. Zdecydowanie lepszą strategią jest pozostawienie kilku kumpli jako wabików. Ci przez cały czas kontynuują ostrzał pozycji wroga, w czasie gdy my zachodzimy chatkę od boku lub od tyłu, przy pomocy granatnika rozwalamy dziurę w ścianie i wchodzimy do środka.


Kończąc powoli tą skróconą charakterystykę trybu multiplayer, pragnę jeszcze raz zaznaczyć, że premiera Battlefield: Bad Company 2 nastąpi już niedługo. Wypatrujcie zatem ostatniego z trzech artykułów na temat projektu i pamiętajcie o naszym konkursie, w którym do wygrania są właśnie egzemplarze Bad Company 2! Wszelkie potrzebne informacje znajdziecie tutaj oraz tutaj. Zapraszamy do udziału i życzymy powodzenia!

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?