Hideo Kojima, twórca na którego nie zasługujemy, a którego bardzo potrzebujemy
Hideo Kojima zawsze chciał zostać filmowcem. To z kinowych hitów czerpał inspiracje do tworzenia swoich gier i światów. Gdy po rozstaniu z Konami uzyskał wolność twórczą i stał się niejako niezależny, nie zawahał się użyć swoich umiejętności i spróbować, bez niczyich ograniczeń i kontroli, zrobić coś od siebie, z samych trzewi. I tak powstało Death Stranding.
Czym jest Death Stranding każdy wie, a jeżeli nie wie, to odsyłam go w tym momencie do naszej recenzji gry pod ten adres. W niniejszym tekście nie będę koncentrował się na analizowaniu tej kapitalnej, zdaniem wielu, gry wideo, a filozofii, która za nią stoi. Toku rozumowania twórcy, który przygotowuje grę dla pojedynczego gracza, w której nawet nie ma akcji i to w czasach, kiedy wszyscy chcą grać za darmo, ze znajomymi w sieci i możliwie w jak najprostsze gry wydawane wręcz hurtowo.
Jak to jest, że w dzisiejszych czasach otrzymujemy eksperymentalną produkcję za grube miliony, która jednych porywa, a inni z niej kpią? Jak to jest, że w ogóle w czasach free-to-play, rozgrywek online i gier społecznościowych, przygoda dla jednego gracza ma tak ogromną siłę przebicia w mediach, prasie oraz internecie? I czy aby na pewno branża potrzebuje i rozumie takie przedsięwzięcia?
Porównajmy twórczość Kojimy do filmów, bo przecież jest niespełnionym filmowcem. W USA mało który obraz niebędący z Hollywood cieszy się większą popularnością. Podobnie jest właśnie z Hideo Kojimą i jego ostatnią grą, którą świetnie przyjęto w Japonii oraz Europie, a w Stanach Zjednoczonych została niezrozumiana. Ambitny deweloper nie ukrywał z tego powodu poirytowania i niejednokrotnie wspominał o tym, za co został zaorany i rozjechany przez tamtejszych recenzentów. Okazuje się, że gracze zza oceanu najnormalniej w świecie nie są gotowi i przyzwyczajeni do eksperymentalnych tytułów. Death Stranding opisywano jako nieudolne dzieło, które dobre pomysły podtapia niechlujną rozgrywką i historią.
A może prawda o branży na dzień dzisiejszy jest w innym miejscu? Może podświadomie jesteśmy tak rozleniwieni, że chcemy kolejnych odsłon prostych i niewymagających odsłon serii Assassin's Creed, Call of Duty, Battlefield czy Far Cry? No bo przecież wiemy, czego się spodziewać, znamy uniwersa, schematy rozgrywki... otrzymujemy to, co lubimy, albo inaczej - to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Rokrocznie krytykujemy ludzi, którzy biegną do sklepu wydawać pieniądze na kolejne powtarzalne Call of Duty. Podobnie jest z dziennikarzami, którzy oceniają wyżej to, co lubią i do czego są przyzwyczajeni, a boją się i z niechęcią podchodzą do czegoś innego. Zupełnie świeżego spojrzenia. To co odmienne trudniej jest nam zrozumieć i przyjąć. Dlatego w tym miejscu śmiem twierdzić, że gdyby nie tacy twórcy, jak Hideo Kojima, nasza branża byłaby nudna, powtarzalna i szaro bura.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler