Grand Theft Auto V - na gorąco (XBOX 360)
Lucas-AT @ 15:45 17.09.2013
To ja
Łukasz "Lucas-AT" Matłoka
Po ponad pięciu latach czekania Grand Theft Auto V w końcu wylądowało w czytnikach konsol. Po paru godzinach grania z całą śmiałością mogę stwierdzić, że panowie z Rockstar Games po raz kolejny postawili poprzeczkę niezwykle wysoko, wyciskając z PS3 oraz X360 ostatnie soki.
Po ponad pięciu latach czekania Grand Theft Auto V w końcu wylądowało w czytnikach konsol. Po paru godzinach grania z całą śmiałością mogę stwierdzić, że panowie z Rockstar Games po raz kolejny postawili poprzeczkę niezwykle wysoko, wyciskając z PS3 oraz X360 ostatnie soki. Wrzesień przejdzie do historii jako miesiąc ulicznych rozbojów, napadów na sklepy, strzelanin pod komisariatem, wojen gangów, policyjnej kontroli piratów drogowych na szosach szybkiego ruchu i zakłócania życia mieszkańców Los Santos, jak i oddalonych wioch.
Gra już na samym początku wrzuca nas na głęboką wodę i nie pozwala złapać oddechu. Jako że nie chcę Wam zdradzić smaczków fabularnych, to ograniczę się do stwierdzenia, że moja przygoda z GTA jeszcze nigdy nie zaczęła się w tak spektakularny sposób. Gdy wykonałem pierwszą misję i mogłem w spokoju wyruszyć na ulice Miasta Aniołów, czułem się jak zagubione dziecko. Pozbawiłem jednego kierowcy jego wymarzonej bryki i zacząłem zwiedzać świat wykreowany przez Rockstar North. Objechałem cała mapę wokół, przeleciałem się samolotem, wdrapałem się na sam szczyt góry Chiliad, gdzie pojeździłem znalezionym w okolicy drzew quadem, a nawet spotkałem turystów robiących zdjęcia. Popływałem również w jeziorze i wsiadłem za stery motoru na pustyni Grand Senora. Ba, gdzieś na zadupiu natknąłem się na kompleks więzienny! Ale czy rzeczywiście oddany do naszej dyspozycji teren jest tak wielki, jak San Andreas, Liberty City z GTA IV oraz pustkowia z Red Dead Redemption razem wziętych? Cóż, chyba nie do końca deweloper wywiązał się z tej obietnicy. Po wstępnych testach wnioskuję, że Los Santos i hrabstwo Blaine to powierzchnia około 3 Liberty City, z czego tereny wiejskie z oczywistych względów nie mogą się pochwalić takim bogactwem architektonicznym, jak zatłoczone centrum stolicy Kaliforni, gdzie brud i smród na ulicach to chleb powszedni. Całość mimo wszystko jest gigantyczna.
Samo Los Santos charakteryzuje ogromne przywiązanie do szczegółów. Każda miejscówka jest unikatowa, krawężniki są nierówne, na chodnikach leżą śmieci, wszędzie widać pełno pieszych, ulice są pięknie rozświetlone neonami, drapacze chmur zanikają w błękitnym niebie, a promienie słoneczne oślepiają nas podczas jazdy. Piękny widok rozpościera się przede wszystkim ze wzgórz Vinewood, na których popołudniowa panorama miasta poraża architekturą i oświetleniem. Kiedy udamy się na wycieczkę krajoznawczą do lasu naszym oczom ukazuje się dzika przyroda oraz biegające tu i ówdzie zwierzęta (jeden jeleń wyskoczył mi przed maskę samochodu i wpadł pod koła).
Światło dzienne ujrzała tu pierwsza poważna wada GTA V - mianowicie niektóre miejsca poza miastem wieją pustką, szczególnie wzgórza. Chciałbym widzieć na nich więcej zróżnicowanej szaty roślinnej, bo płaskie tekstury trawy nie wyglądają zbyt imponująco. Current-geny niestety swój wiek mają i nie można od nich wymagać zbyt dużo, ale czy taka bieda jest całkowicie usprawiedliwiona? Pomijając tę kwestię, okoliczne wioski i małe miasteczka są oczywiście bardzo atrakcyjne. Podczas rajdu crossówką polnymi drogami napotkałem samotnie stojące farmy, zagrody z hodowlanymi zwierzętami, pola kempingowe, elektrownię, stacje benzynowe, bar dla przejezdnych, a nawet farmę wiatrową. Ilość rzeczy do odkrycia potrafi przytłoczyć i na pewno minie sporo godzin, zanim cała mapa zostanie prześwietlona na wylot. Oprawa graficzna, z uwagi na ograniczenia sprzętowe, to naturalnie nie rewolucja, a ewolucja. Rockstar North znane jest z kreacji wzorowych, zróżnicowanych, tętniących życiem metropolii. Los Santos to punkt kulminacyjny ich umiejętności.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler