Każda z klas rozwija się w obrębie własnych drzewek, w które ładujemy zdobyte wraz z awansami na kolejne levele punkty umiejętności. Drzewka owe podzielono na 3 tematyczne kategorie, związane z określonym stylem rozgrywki tudzież bronią. Przemyślano je bardzo sensownie, chociaż najciekawsze efekty uzyskamy po zainwestowaniu w jedno konkretne drzewko, co np. Axtona obdarzy drugą wieżyczką. Warto spokojnie przemyśleć drogę rozwoju, zwłaszcza biorąc pod uwagę modyfikatory klas, czyli znane z jedynki urządzenia zwiększające np. obrażenia czy szybkość regeneracji tarczy, zaś w przypadku rzadszych przedmiotów dodające punkty do konkretnych umiejętności. Podobną funkcję pełni także nowalijka w postaci reliktów Erydian, posiadająca osobny slot. Ostatnia i w sumie najciekawsza (choć tylko pozornie) nowość to tzw. Badass Rank, czyli liczbowy miernik obrazujący, jakim kozakiem jest nasza postać. W praktyce to znane z jedynki wyzwania (np. zabij 300 skaggów), za które nie otrzymujemy już bonusowego doświadczenia, lecz tzw. tokeny, pozwalające nieco poprawić celność, wzmocnić swoją krzepę itp. (dotyczy to wszystkich postaci, jakie stworzycie). Są to ułamki procentów, lecz na Pandorze każde +1 jest na wagę złota.
Inwentarz doczekał się kosmetycznych zmian, niestety pogarszających wygodę jego użytkowania. Pomimo kilkunastu dni od premiery nadal nie poprawiono także małego buga wywołującego u myszy kręćka podczas scrollowania ekwipunku. To jednak drobnostka przy istniejącym babolu zdolnym wyzerować statystyki postaci. Mnie akurat (odpukać) się nie przytrafił, lecz wielu graczom odebrał dorobek kilkudziesięciu godzin. Zresztą, czemu miałbym temu nie wierzyć, skoro podczas instalacji gra aktualizuje połowę systemu i aż dziw bierze, że przy takim skomplikowaniu w ogóle działa na konsolach… Te małe upierdliwości zostają jednak wypchnięte z pamięci, kiedy tylko odpalamy tytuł i trafiamy w nowe, nieznane wcześniej rejony Pandory, dużo bardziej różnorodne i ciekawsze od znanych pustkowi – są i oblodzone krainy, i otoczone zielenią wodospady, co w połączeniu z cel shadingową, znaną już grafiką (i tak samo znanym pop-upem tekstur…) sprawia, że oczy dosłownie pożerają widoki na monitorze. Nie ma jednak istotnych zmian, które na pierwszy rzut oka pozwalałyby powiedzieć, że dwójka wnosi nową jakość pod względem wizualnym, lecz wiąże się z tym pewna zaleta – jeśli pierwowzór śmigał Wam na pełnych detalach, sequel być może też ich nie odmówi. Wersja pecetowa poza ostrzejszymi teksturami i wyższymi rozdzielczościami posiada także inną przewagę nad konsolowymi, mianowicie technologię PhysX, która od jakiegoś czasu dodaje swoje +1 do efektowności i realizmu oprawy graficznej. Niby są to detale, ale jednocześnie bardzo przyjemne dla oka, takie jak złożone efekty cząsteczkowe, realistyczniejsze zachowanie cieczy czy ubrań. W sumie to jedyna rzecz czyniąca świat Pandory mniej sterylnym i niewzruszonym nawet na umizgi kwasowej wyrzutni rakiet zadającej pierdyliard obrażeń, której wybuch normalnie nie wyrządza szkody nawet kwiatkom. Niestety, nie dla psa kiełbasa – takie rarytasy ujrzą wyłącznie posiadacze GeForce’ów GTX. Szkoda, że PhysX nie jest technologią ponad podziałami… Całości przygrywa klimatyczna muzyka skomponowana m.in. przez Jespera Kyda, w swojej kategorii człowieka-markę.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler