guy_fawkes @ 01.10.2012, 17:14
Krzysztof "guy_fawkes" Kokoszczyk
Chciałbym na chwilę stać się ekstrawertykiem, bo tylko tacy ludzie potrafią swoimi dzikimi pląsami oraz podekscytowanym głosem oddać istotę Borderlands 2, całą jego energię, dynamikę i nieokiełznanie. Nie ma tutaj miejsca na dylematy moralne czy spokojne urządzanie swojego kąta na Pandorze – bo gdzieś tam czeka fantastyczny loot.
Chciałbym na chwilę stać się ekstrawertykiem, bo tylko tacy ludzie potrafią swoimi dzikimi pląsami oraz podekscytowanym głosem oddać istotę Borderlands 2, całą jego energię, dynamikę i nieokiełznanie. Nie ma tutaj miejsca na dylematy moralne czy spokojne urządzanie swojego kąta na Pandorze – bo gdzieś tam czeka fantastyczny loot. A jak się nadłoży dodatkowe kilka kilometrów, to znajdzie się jeszcze cenniejszy. A gdyby tak przy okazji zajrzeć do tamtej jaskini na końcu pustkowi…
Borderlands, które teraz można już spokojnie nazwać serią, hołduje jednemu z grzechów głównych – chciwości. Zresztą sami twórcy pośrednio oparli na nim kampanię marketingową, umieszczając w niej wartości z chorą liczbą zer. Dwójka zasób możliwego do znalezienia różnorodnego sprzętu powiększa o kolejne, więc jeśli komuś wydawało się, że już w Devastation ciężko ogarnąć wachlarz narzędzi mordu, to jeszcze nie widział produkcji Gearbox’u, oględnie rzecz biorąc zjadającej na śniadanie bez popitki jego i wszystko, co ukazało się do tej pory. Jedyny gatunek zdolny chociaż ugryźć go w kostkę to… hack’n’slashe. I trudno się temu dziwić, bowiem Borderlands to ich niedaleki krewny, zrodzony z małżeństwa rolpleya akcji z FPS-em – tak oto powstał nowy gatunek, czyli RPS. Nic mi natomiast nie wiadomo o czekoladowych płatkach śniadaniowych.
Jedynka udowodniła, że mechanika strzelanki doskonale pasuje do elementów RPG, zaś headshot to wręcz naturalnie rozumiane trafienie krytyczne. Wylatujące z postrzelonych niemilców cyferki obliczane przez harujący w tle Wielki Kalkulator biorący poprawkę na parametry postaci, broni oraz przeciwnika rewelacyjnie pokazują, iż pod fasadą radosnego naparzania ukryto złożoną, świetnie dostrojoną maszynerię. Borderlands generalnie posiada dwa oblicza: jedno polegające na sianiu Mordoru i drugie, w którym ślęczymy nad statystykami kombinując, jak najlepiej rozwinąć i uzbroić swoją postać pod kątem ulubionej taktyki. W dobraniu tejże znów pomaga 4 dostępnych bohaterów, reprezentujących odrębne klasy.
Nowe twarze to idealny moment do inauguracji serii porównań z oryginałem, jakkolwiek ciepło przyjętym, tak krytykowanym za kilka pomniejszych wad. Już pierwsze minuty spędzone z sequelem krystalizują wniosek, który nie straci na aktualności aż do samych napisów końcowych: Borderlands 2 to jeszcze więcej tego, co już znamy i rewelacyjnie zadziałało w jedynce. Starzy wyjadacze od razu poczują domowe pielesze – przywita ich podobne wprowadzenie, identyczny design świata z grafiką powleczoną cel-shadingowym filtrem oraz oczywiście tony absurdalnego humoru. Bohaterowie, choć nowi, po części eksploatują archetypy ukształtowane w pierwowzorze, nieco je rozwijając. W materiałach prasowych jako pierwszego ujawniono Salvadora, czyli Gunzerkera. To w zasadzie klasyczny tank, przysadzistą sylwetką zbliżony do Bricka, wyróżniający się ciekawą umiejętnością specjalną w postaci operowania dwoma broniami jednocześnie. Dalej mamy Zer0, wątłego zabójcę na wzór Mordecaia, tworzącego swój hologram, by zmylić przeciwników i przyobleczony w płaszcz niewidzialności wykończyć ich mieczem. Chromosomy XX w tym wybitnie męskim gronie reprezentuje Maya, nowa syrena. Dzięki unikalnym predyspozycjom tworzy kulę energii zatrzymującą przeciwnika niczym biotyczna Osobliwość z Mass Effect, by zadać mu obrażenia. Ostatnia klasa to już całkowita koncepcyjna zrzynka z Rolanda. Tutejszy commando zwie się Axton i analogicznie, jak jego poprzednik dysponuje rozstawianą automatyczną wieżyczką, choć w lepszej wersji, plującej ogniem w promieniu 360 stopni.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler