Borderlands 2 - pierwsze spojrzenie (XBOX 360)
Raaistlin @ 21:41 17.08.2011
Wojciech "Raaistlin" Onyśków
Borderlands przed swoją premierą było wielką niewiadomą. Kompletna zmiana stylistyki w środku projektu, zainwestowanie w cell-shading i zwariowany klimat niekoniecznie musiało się przyjąć.
Borderlands przed swoją premierą było wielką niewiadomą. Kompletna zmiana stylistyki w środku projektu, zainwestowanie w cell-shading i zwariowany klimat niekoniecznie musiało się przyjąć. Jak ostatecznie się stało, każdy wie – Borderlands podbiło serca graczy, a co za tym idzie – otworzyło furtkę dla sequela, którego miałem okazję zobaczyć na tegorocznych targach gamescom. Wrażenia?
Na samym początku trzeba zaznaczyć, iż nie należy spodziewać się rewolucji. Rzekłbym, iż Borderlands 2 jest postępującą ewolucją, swoją drogą całkiem niezłą. Jeszcze więcej tego, co dobre – z takiego założenia wychodzą twórcy – studio Gearbox Software. Czy takie podejście ma sens? Po tym, co zobaczyłem – jak najbardziej!
Prezentacja rozpoczęła się na lokacji skutej lodem. Dookoła pełno śniegu, tu i ówdzie białe góry – klimatem miejscówka przypominała zakończenie części pierwszej, gdzie biegaliśmy po naprawdę hardkorowych lokacji. Oczywiście tutaj zabrakło aż tak wielkich potworów – mieliśmy za to pełzające ścierwa, które znakomicie uprzykrzały życie grającego. Mało tego, monstra owe potrafiły skorzystać z dobrodziejstw natury, wyrywając i miotając w nas odłamkami lodu. Wygląda to imponująco – AI doskonale wie, jak schować się za przeszkodą czy cisnąć w nas kamieniem. Interakcja wrogów z otoczeniem została znacznie usprawniona – zapomnijcie o statycznych, chowających się za osłoną potworach. Nieprzewidywalność sztucznej inteligencji charakteryzuje się również wykorzystywaniem wszelkiego rodzaju budynków – od tej pory poczciwe, stare psycho potrafią wskoczyć nam na dach i zrobić kuku, zachodząc nas od tyłu. Walka stała się dzięki temu jeszcze bardziej dynamiczna – zapomnijcie o kampieniu w jakimkolwiek miejscu.
Zadaniem grającego było uratowanie swojego przyjaciela, uwięzionego przez roboty w pewnej fabryce. Aby tam dotrzeć, należało skorzystać z zupełnie nowego środka lokomocji – jeepa, który jest w stanie pomieścić aż cztery osoby. Oczywiście nie zabrakło miejsca dla działonowego, także o nudzie możemy zapomnieć. Prowadzący prezentację zapewniał nas, iż fizyka jazdy została urealniona. Doskonale pamiętam, jak nierealistycznie zachowywał się pojazd w jedynce. Sequel ma zapewnić większą frajdę z jazdy, zachowując przy tym podstawowe prawa fizyki – spodziewać się możecie licznych driftów po pustynnych piaskach.
Co by nie mówić o walce – ta wygląda identycznie, jak w poprzedniczce. Nie zrezygnowano również z poczciwego HUDa, do którego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Wydaje się to być mądrym zabiegiem – wszak po co zmieniać coś, co już sprawdziło się w boju. Przemierzając kolejne miejscówki, znów natkniemy się na losowy loot, z wybitnie szalonym arsenałem na czele. Poszczególną broń opisuje szereg statystyk, a tylko od preferencji gracza zależy, na co się zdecyduje. Do znanego zestawu giwer dołącza zupełnie nowa klasa – „bandit weapons”. Charakteryzuje się ona niezbyt dużą dokładnością czy niezawodnością, ale w zamian oferuje ogromną siłę rażenia i wielką szybkostrzelność. Jej stylistyka potrafi przyprawić nas o uśmiech – całość zmontowana jest ze sprzętu, który najczęściej możemy znaleźć na złomowisku. Tak więc jako celownik posłuży nam śruba, a rączka do przeładowania będzie zardzewiała – „mad maxowe” klimaty jeszcze bardziej wkradają się w progi Borderlands 2. Nowością jest również możliwość ciśnięcia trzymaną bronią w przeciwnika. Giwera przy uderzeniu wybucha, zadając dodatkowe obrażenia.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler