Kampania dla pojedynczego gracza jest w dodatku pełna błędów i niedociągnięć. Żołnierze przebiegają przez niskie przeszkody, raz czy dwa razy widziałem jak jeden lewituje w powietrzu, a wszechobecne niewidzialne ściany są po prostu komiczne. Stoję sobie w bodajże czwartej misji za samochodem. Widzę, przede mną grupa bandziorów, wychylam się lekko i zaczynam ładować w ich tors. Kolesie jednak nie upadają. Coś nie tak, myślę. No to wyskakuję znowu i ponawiam ostrzał. Sytuacja podobna do tej przed chwilą. Tym razem jednak się nie schowałem, tylko obserwuje. Okazało się, że przed moimi przeciwnikami był niski pagórek, ale zamiast kończyć się w miejscu, w którym powinien, jakimś cudem sięgał wyżej (pewnie niewidoczną aurą). W rezultacie wszystkie kule trafiały właśnie w niego. Sam nie wiedziałem czy się śmiać, czy płakać. Takich sytuacji zdecydowanie nie powinno być! Aha, zapomniałbym, na normalnym poziomie trudności ukończenie singla zabrało mi mniej więcej 4 i pół godziny. Są one przepełnione akcją, jest też garść momentów wartych zapamiętania, ale całokształt wypada kiepsko.
Podobne odczucia mam co do silnika graficznego napędzającego grę. Słowo kiepsko tutaj nie pasuje, ale trochę się zawiodłem. Wszystko wygląda naprawdę efektownie, to fakt – głównie za sprawą odpowiednio dobranego oświetlenia oraz tekstur na obiektach. Nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, że coś podobnego już gdzieś widziałem. I wtedy olśnienie, przecież w Ghost Recon Advanced Warfighter 2 była zbliżona paleta kolorów i równie efektownie wyglądające struktury. W Battlefiled 3 jest zdecydowanie lepiej za sprawą bardziej zaawansowanego cieniowania, modeli zbudowanych z większej liczby wielokątów oraz szeregu nowoczesnych efektów specjalnych, poprawiających głębię. Mimo wszystko, wcale nie ma aż takiej rewolucji, jaką zapowiadał deweloper. Nie powaliła mnie również fizyka. W teorii miało się dać zniszczyć praktycznie wszystko, a w rzeczywistości wywalimy tylko kilka dziur w ścianach i to dokładnie w miejscach, które przewidział producent. Wszystkie inne rumowiska są częścią skryptów i nie mamy na nie żadnego wpływu. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, zatęskniło mi się za otwartym światem Bad Company 2. Lokacje z Battlefield 3 przy nim to porażka, te singlowe, oczywiście.
Zanim przejdę do głównego mięska, słów kilka na temat drugiego trybu rozgrywki – współpracy. Jak wspomniałem wcześniej, jest to zestaw misji (konkretnie sześciu), w których gracze działając wspólnie mają do zrealizowania wcześniej określone cele. Na mapach spotykają się zawsze dwie osoby, a lokacje znamy z trybu dla jednego gracza. Niemniej jednak nie są to misje wyciągnięte z singla. Te co-opowe są całkowicie oddzielne i nie stanowią uzupełnienia głównego wątku fabularnego. Mimo to cierpią na te same problemy. Znikających, latających i super celnych terrorystów, niewidzialne ściany, klaustrofobiczne korytarze itd. Nie powiem, w towarzystwie gra się lepiej, aniżeli samemu, ale trzeba być przygotowanym na chwile frustracji. Cierpliwość przyda się szczególnie w drugiej misji, w której zasiadamy do helikoptera. Jedna osoba za sterami, a druga za systemami kontrolującymi uzbrojenie. Latanie łatwe nie jest, a przez to często zaliczaliśmy ze znajomym glebę. Pomyślicie sobie, przecież nie ma fabuły – co za problem przeskoczyć dalej. Nic z tych rzeczy. Fabuły jako takiej faktycznie nie ma, ale zadania trzeba wykonywać w określonej przez dewelopera kolejności. Nie da się pominąć któregoś z nich.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler