Far Cry - recenzja filmu
Nie ma się zresztą czemu dziwić, bowiem jest to aktor wysokiej klasy: możemy go skojarzyć choćby z głównej roli polsko-angielskiego dzieła z 1997r, pod tytułem „Bandyta”, który odbił się szerokim echem w polskiej jak i zagranicznej kinematografii, w dużej mierze właśnie dzięki niemu. Ale wracając: nienajgorzej wypadła też druga pierwszoplanowa postać, w którą wcieliła się Emmanuelle Vaugier – kobieta wprawdzie nie tak utalentowana jak atrakcyjna, ale w zupełności do przeżycia. W wielu pozostałych przypadkach, niestety już tak dobrze nie było. Niektórzy odtwórcy byli skrajnie irytujący i nie dało się ich ani trochę słuchać i oglądać, co bardzo niekorzystnie wpłynęło na sceny z ich udziałem. Jedyne więc co miałem ochotę zrobić po zobaczeniu takich person na ekranie, to przewinąć „taśmę” kawałek dalej.
Film, podobnie jak gra, jest przeładowany akcją. Jack w koło będzie się z kimś a to strzelał, a to walczył na pięści, a to prowadził wojaże w samochodzie, to uciekał motorówką…
Tylko w sumie sam nie wiem, co bardziej mnie nudziło: drętwe i kiepskie dialogi, czy właśnie to - akcja bez jakiegokolwiek polotu, mało widowiskowa i często się dłużąca. Jedyne w miarę fajne momenty pojawiły się wraz ze zmodyfikowanymi żołnierzami, którzy wykorzystując swój nadmiar siły dość solidnie sprawiali łomot zwykłym wojakom. Tylko nie spodziewajcie się przypadkiem czegoś niewiadomo jak widowiskowego – po prostu wojskowi latający przed kamerą jak kukiełki robią zdecydowanie lepsze wrażenie, niż sztampowate strzelanie i mało rozrywkowe pościgi.
Co jednak trzeba docenić, to jak najbardziej poprawne zdjęcia. Za sterami kamery stanął stały element ekipy Uwe Bolla, Mathias Neumann. Wprawdzie nie ma tu rewelacji, ale wszystko to co się dzieje na ekranie jest dobrze widoczne mimo tego, iż obraz przeskakuje raczej dynamicznie. Całkiem znośnie prezentują się też niektóre efekty specjalne: krwawa przemiana człowieka w super-żołnierza boli od samego patrzenia, co jest oczywiście plusem. Niestety – sama charakteryzacja tych „mutantów”, jest już troszkę fatalna: wyglądają mało złowrogo i bardziej budzą śmiech, niż grozę.
Sytuację może poprawić strona audio Far Cry’a: w tle słyszymy fajne kawałki muzyczne, aczkolwiek jest to zdecydowanie za mało nawet w połączeniu z innymi atutami ekranizacji, by mówić o czymś wartym obejrzenia.
Niestety, Uwe Boll po raz kolejny nie stworzył czegoś spędzającego nam sen z powiek i pomimo kilku nienajgorszych scen, mamy do czynienia z dziełem nudnym, kiepskim i mało widowiskowym. Wprawdzie istnieje tendencja zgodnie z którą osoba czytająca niepochlebne treści na temat danej produkcji ma chęć właśnie ją obejrzeć, ale w tym wypadku naprawdę odradzam zaspokajania takiej ciekawości. Lepiej już chyba było zobaczyć House of the Dead, bo - po pierwsze - biegały w nim fajne dziewczyny bez staników, a po drugie - był tak tragiczny, że można było się z niego po prostu pośmiać. Far Cry nie jest „aż tak przeciętny”, by mieć chęć na niego patrzeć , ani nie jest „aż tak koszmarny”, by mieć się z czego pośmiać. Jest więc na poziomie możliwie najbardziej nudnego filmu, a dotrwanie do napisów końcowych w jednym seansie jest naprawdę ciężkie…
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler