RetroStrefa - Final Fantasy VII
Otóż mamy do czynienia z klasycznym, japońskim RPG – jeśli więc wcześniej graliście w coś takiego, macie już pewien pogląd na sytuację. Gra podzielona została na de facto dwie płaszczyzny, tj. eksplorację oraz walkę. Podczas tej podstawowej „sfery”, będziemy oczywiście przemieszczać się po różnorakich lokacjach, zbierać jakieś przedmioty, rozmawiać z napotkanymi osobnikami, handlować, brać udział w prostych minigierkach… Monotonia na pewno nie grozi - Square zadbał o wielką różnorodność plansz i wyzwań. Ciekawe też, że o ile pierwsze godziny (może nawet kilkanaście) przygody spędzimy na relatywnie zamkniętych przestrzeniach i nie będziemy mieli zbyt wielkiej swobody w poruszaniu się, tak z czasem rzuceni zostaniemy do wielkiego, w pełni otwartego świata, po którym przemieścimy się na stosownej mapce (dostaniemy nawet coś w rodzaju samochodu). Różnorakie miejscowości, wielkie budowle, wioski, jakieś magiczne miejsca... jest tego wszystkiego po prostu masa – w 1997 roku Final Fantasy VII wręcz porażało rozmiarem i uwierzcie mi na słowo: do tej pory będziecie pod wrażeniem ilości przestrzeni w grze!
Często jednak nasz spokój zostanie zachwiany, a życie ubarwione licznymi walkami i pojedynkami. Jak wspominałem, po napotkaniu oponentów przeniesiemy się na specjalną arenę (często nastąpi to też w losowych momentach zabawy), gdzie zobaczymy z jednej strony naszą drużynę (maksymalnie trzech członków) oraz ekipę oponentów (będą to przeciwnicy najróżniejszej maści, od ludzi, po maszyny, na fantastycznych kreaturach kończąc). Bitwa przebiega w systemie turowym, aczkolwiek, jest jednocześnie bardzo dynamiczna – jeżeli nie wydajemy dostatecznie szybko poleceń, przeciwnicy nie będą czekali na nasz ruch i ponownie zaatakują. Aby zwyciężyć trzeba błyskawicznie decydować się na sposób postępowania: potraktować oponenta dzierżoną przez nas bronią, czy wykorzystać w tym celu jakiś przedmiot, czy w końcu zadać mu obrażenia z pomocą magii (warto dodać, że każdy rodzaj przeciwnika jest podatny na innego rodzaju zaklęcia). Charakterystycznym dla serii elementem jest również atak zwany „limit break”. Ten zostanie aktywowany każdorazowo po tym, jak któryś z naszych podopiecznych przyjmie pewną określoną ilość obrażeń. Bardzo fajne i satysfakcjonujące rozwiązanie. Tak wykreowany system walki sprawdzał się w poprzednich częściach Final Fantasy, sprawdza się w siódemce i sprawdził się w przyszłości. Jest dobry, klarowny, prosty, a zarazem wciągający. Na pewno Wam się spodoba!
Pewnie też ciekawi Was kwestia bohaterów dołączających do naszej ekipy. Otóż przede wszystkim ważne jest to, że przejąć kontrolę możemy łącznie nad dziewięcioma, bardzo różnorodnymi postaciami (wraz z postępem fabularnym dołączą do nas kolejni herosi). Istotne jednak, że w trakcie rozgrywki w drużynie może znaleźć się maksymalnie trzech podwładnych – reszta pozostanie bezczynna. Czasami wyboru kompanów dokonamy samodzielnie, niemniej często to gra wybierze persony, które winny znaleźć się w naszej paczce. Bohaterowie są absolutnie różni, odmiennie też walczą z adwersarzami. I tak np. Cloud do walki wykorzysta miecz, inny mocarz ostrzela ich z działa maszynowego, kolejni zrobią użytek z pięści, kija, lancy, a nawet inteligentnego czworonoga, zadającego obrażenia grzywą… Square zadbało o dużą różnorodność w tej dziedzinie, co jest kolejnym wielkim plusem tytułu!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler