RetroStrefa - Final Fantasy VII
Jeśli chodzi o aspekty bardziej „erpegowe”, takie jak kwestie ekwipunku czy rozwoju postaci. Nasi bohaterowie mogą skolekcjonować dość dużo przedmiotów, dzięki którym zregenerują utracone punkty zdrowia czy many, wskrzeszą martwego towarzysza, czy w końcu zaatakują oponenta. Jest tego cała masa, ciężko w ogóle zacząć wymieniać. Trzeba też powiedzieć, że podczas gry wymienimy sprzęt dzierżony przez naszych podopiecznych, np. broń, naramiennik lub jakiś inny dodatek (np. naszyjnik). Na tym elemencie Square jednak nie skupiło nadzwyczaj swojej uwagi, choć odgrywa on istotną rolę dla przygody.
Niezwykle ważną funkcję w Final Fantasy VII dzierży tzw. Materia – cząsteczki mocy, dzięki którym nauczymy się magii oraz nabędziemy inne, specjalne zdolności. Wprawdzie Materia przede wszystkim umożliwia gromadzenie różnych umiejętności magicznych, ale to tak naprawdę tylko jedna z jej odsłon. Możemy bowiem znaleźć Materię pozwalającą na atakowanie danym zaklęciem wszystkich oponentów jednocześnie, inne umożliwią wywołanie jakiejś pomocnej istoty, kolejne dadzą możliwość okradania przeciwnika, czy też wykrywania jego słabych punktów. Jest tego autentycznie dużo! Do tego, owe cząsteczki wpływają na któreś z naszych cech, takich jak odporności, witalność, siła, itp. Motyw Materii był niezwykle pomysłowym rozwiązaniem na gruncie ogólnie istniejących cRPG i do tej pory całkowicie spełnia swoje zadanie!
Sama kwestia rozwoju bohaterów została w charakterystyczny dla serii sposób uproszczona. Generalnie, awansy przebiegają zawsze automatycznie i nie mamy żadnego wpływu na rozwój zdrowia, życia, siły, itp. Być może wydaje się to banalne, ale na gruncie Final Fantasy VII absolutnie nie stanowiło i nie stanowi żadnego problemu. Tym bardziej, że oprócz nas w siłę rosną także inne elementy, takie jak choćby Materia (która z czasem odblokuje nowe, potężniejsze zdolności) czy nasz „limit break”. Wszystko w tym aspekcie zdaje egzamin na piątkę.
Graficznie Final Fantasy VII już w 1997 r. wyglądał – powiedzmy – nierówno. Z jednej strony mamy naprawdę ładne, dwuwymiarowe tła, masę klimatycznych lokacji, itp. Wrażenie jest niezłe i nawet dzisiaj daje miłe odczucia. Z drugiej natomiast, trójwymiarowe modele postaci wykorzystane dla potrzeb gameplayu są dość… karykaturalne i bardzo prosto narysowane. Ma to swój urok, ale już 15 lat temu wyglądało przeciętnie. O wiele lepiej wszystko to wygląda zaś na arenach bitewnych – choć tu też cudów nie ma, widać przynajmniej technologię odpowiednią dla roku 97 zeszłego tysiąclecia. Warto też wspomnieć o ładnych przerywnikach filmowych, jednak w tej dziedzinie prawdziwe zęby pokazała dopiero ósma część serii.
Absolutnym majstersztykiem jest z kolei oprawa dźwiękowa gry. I nie mam tu na myśli prostych efektów audio czy dubbingu – bo jego tutaj nawet nie ma. Final Fantasy VII to jeden wielki, genialny i przepiękny soundtrack, chyba jeden z najlepszych jaki kiedykolwiek powstał! Przecudowne i subtelne kompozycje muzyczne towarzyszą nam dosłownie od samego wstępu gry do napisów końcowych. Coś niebywałego i fenomenalnego!
Jeśli więc nie mieliście okazji zapoznać się z tym wybitnym dziełem Square-Enix, macie świetną okazję do nadrobienia zaległości. Final Fantasy VII jest grą niebywałą i niepowtarzalną, fantastycznie klimatyczną i cudownie wciągającą. Bez wątpienia jest to jedna z najciekawszych produkcji w historii gier komputerowych i doprawdy grzechem jest nie poświęcić jej nawet kilku chwil!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler