Czarne chmury zawisły nad marką Star Wars, a z całą pewnością nad jej grową płaszczyzną. Nie tak dawno mogliśmy czytać rewelacje jednego z byłych pracowników Bioware, który swego czasu pracował nad pierwszym MMO w świecie Gwiezdnych Wojen, tj. The Old Republic. Rzecz jasna, podane przez niego informacje miały negatywny oddźwięk w stosunku do jakości oraz potencjału projektu i - mówiąc szczerze - po tym, co widziałem w udostępnionym gameplay’u, także nie wróżę mu najlepiej. Ale to w ramach małej dygresji. W chwili obecnej mamy bowiem znacznie ważniejszą kwestię, jaką jest niecierpliwie wyczekiwana premiera Force Unleashed II. Wszystko zapowiadało się właściwie bardzo dobrze i nic nie wskazywało na to, by gra miała okazać się niewypałem, ale los bywa przewrotny i tak naprawdę chyba jedynym dobrym elementem nowych Gwiezdnych Wojen są fenomenalne klipy, które je promowały. Produkcja prezentuje się zaskakująco biednie i odnoszę wrażenie, że twórcy gry (tym razem nie był to LucasArts, a mniej znane studio Aspyr) albo totalnie olało powierzoną im robotę, albo zatrudnili do produkcji stażystów. Trudno bowiem podejrzewać, by za coś takiego odpowiadali wysokiej klasy specjaliści. Jaka by nie była przyczyna, efekt i tak jest taki, że każdy fan, który zainwestował w to „dzieło”, będzie pluł sobie w brodę i płakał nad utopionymi w szambie pieniędzmi. Cóż – jeśli tak zrobiliście, to współczuję…
Pierwsze wrażenie jest niezłe. Wprawdzie trochę dziwi płytkie i bezpłciowe wprowadzenie do fabuły, ale efektowny początek na pewno może się spodobać. Zaczynamy od widowiskowego wyskoku z okna, a lecąc przyciągani siłą grawitacji, jesteśmy zmuszeni omijać pojawiające się przed nami (a w zasadzie – pod nami) przeszkody (motyw ten będzie jeszcze się przewijał w grze). Następnie ubijemy trochę szturmowców naszymi mieczami świetlnymi i zdolnościami, porzucamy (Mocą, oczywiście) wrogimi Tie-Fighterami i poskaczemy… Wszystko fajnie, ale nie minie wiele czasu, jak zacznie robić się tylko gorzej. Przede wszystkim, wyjątkowo żenująca okazuje się jakość następnych poziomów. Plansze, poza tą wprowadzającą, są do bólu wtórne i nudne, a twórcom zabrakło nawet pierwiastka pomysłu i inwencji na stworzenie czegokolwiek ładnego i innowacyjnego. Non stop biegamy po monotonnych korytarzach, napierniczamy mało różnorodnych przeciwników i skaczemy po jakiś platformach. Totalna nuda! Miałem nadzieję, że „dwójka” będzie oszlifowaną wersją swojego poprzednika, ale o żadnym progresie nie ma w ogóle mowy - poprzednik prawie pod każdym względem bije „dwójkę” na głowę. Jakieś ciekawsze starcia z wrogimi jednostkami? Nic z tych rzeczy. Na ogół nie są to szczególnie trudne potyczki, ale na pewno bardzo wtórne. Wprawdzie fragmenty z nadmierną ilością adwersarzy również będą miały miejsce, jednak wtedy z kolei mamy do czynienia z wszechobecnym chaosem, w którym dość łatwo paść trupem. Nie muszę więc mówić, jak łatwo o salwę przekleństw po kilku takich bezsensownych zgonach…
Będąc w temacie spotkań z adwersarzami, warto od razu wspomnieć o walkach z bossami, będącymi akurat jedną z najsłabszych stron poprzedniej części Force Unleashed. Jak poradzono sobie z tym problemem? Bardzo skutecznie – po prostu niemal zniwelowano występowanie bossów. Bajecznie proste i efektywne. Można właściwie powiedzieć o istnieniu dwóch i pół bossa, bo jednego z nich w sumie ciężko do czegokolwiek zakwalifikować. Najpierw więc zmierzymy się z jakąś mocno przerośniętą kreaturą, na której pokonanie poświęcimy ładne kilkanaście minut. W między czasie, ubijemy dużych rozmiarów maszynę kroczącą, by na końcu (z góry przepraszam za spoiler) – złomotać samego Dartha Vadera. Na szczególne zainteresowanie zasłużył ten ostatni pojedynek, będący bodaj jednym z najgorszych starć z bossem, z jakim miałem do czynienia! Przez dobre pół godziny jesteśmy zmuszeni do bezustannego tłuczenia Vadera, skakania za nim po platformach i jednocześnie – wysyłania w zaświaty jego świty. Nie stanowi to praktycznie żadnego wyzwania, a jest skrajnie beznadziejne i żenujące! Jakaś masakra po prostu…
Warto też zaznaczyć, że występująca w grze ilość bossów nie jest jedynie wynikiem samego uszczuplenia ich ilości. Na dobrą sprawę, nawet nie byłoby miejsca na upchnięcie tu czegokolwiek więcej, bowiem Force Unleashed II jest produkcją śmiesznie krótką. Wystarczy ledwie pięć krótkich godzin by przeczytać napisy końcowe, a i tak nie jestem pewny, czy w tym momencie trochę tej liczby nie zawyżam. Oczywiście, w tym wszystkim nie ma dostępnego żadnego trybu multiplayer, a jedynym urozmaiceniem dla kampanii jest zestaw błahych wyzwań, nie potrafiących zresztą kompletnie zainteresować gracza. Nie wiem jakie słowa krytyki byłyby tu najstosowniejsze… po prostu brakuje wyrazów w słowniku!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler