Gra niegodna Endera - recenzujemy adaptację książki Carda


Zidan @ 17:03 06.11.2013

Każdy, kto choć trochę interesuje się literaturą fantastyczno-naukową, z pewnością kojarzy takiego pana jak Orson Scott Card – jednego z najbardziej uznanych, żyjących twórców SF. Zyskał on sławę jako autor wydanej w 1985 r.

Każdy, kto choć trochę interesuje się literaturą fantastyczno-naukową, z pewnością kojarzy takiego pana jak Orson Scott Card – jednego z najbardziej uznanych, żyjących twórców SF. Zyskał on sławę jako autor wydanej w 1985 r. fenomenalnej Gry Endera. I używając słowa „fenomenalnej” wcale nie przesadzam: do tej pory jest to jedna z moich ulubionych książek, a Carda śmiało zaliczam do grona najchętniej czytanych przeze mnie twórców. Na półce mam całkiem sporą kolekcję jego pozycji, także zupełnie niezwiązanych z samą sagą o Enderze. Wprawdzie nie mam zamiaru nikogo tutaj namawiać do zapoznania się z jego literaturą, ale jeśli znajdziecie chwilę czasu – śmiało polecam, to solidny pisarz. Prozę zostawmy jednak póki co w spokoju, choć oczywiście nie bez powodu o niej mówimy. Mianowicie, niedawno do kin trafiła bardzo wyczekiwana, filmowa adaptacja właśnie Gry Endera, za której reżyserię i scenariusz odpowiada Gavin Hood (znany z adaptacji W Pustyni i w Puszczy, czy z X-Men Origins: Wolverine). I już tu, na gruncie reżysera i scenarzysty w jednym, mogły pojawiać się pierwsze wątpliwości. Nie ma bowiem co ukrywać: Hood nie jest złym filmowcem, ale nie mogłem nie mieć wrażenia, że The Ender’s Game jest odrobinę zbyt ambitnym projektem, jak na dotychczasowy dorobek Hooda. No i cóż – choć ostatecznie w miarę przyzwoicie poradził on sobie z zadaniem, to i tak wyszło zdecydowanie poniżej oczekiwań.



Fabuła filmu stanowi - można powiedzieć -mocno okrojony scenariusz książkowy. Przenosimy się do niezbyt dalekiej przyszłości, w której obca rasa robalopodobnych Formidów realnie zagraża ziemskiej egzystencji. Ba - obcy raz już przypuścili atak na naszą planetę, w wyniku którego zginęło kilkadziesiąt milionów istnień. Ziemian ocaliło tylko bohaterstwo niejakiego, mitycznego wręcz, Mazera Rackhama, którego samobójcze poświęcenie doprowadziło do pokonania najeźdźców i wygrania tej nierównej wojny. Niebezpieczeństwo wciąż jednak nie zostało zażegnane, a robale tylko czyhają, by przygotować powtórny najazd na Niebieski Glob. Ziemskie władze doszły do wniosku, że kluczem do przetrwania jest wyszkolenie nowego korpusu elitarnych dowódców, będącego w stanie przeciwstawić się kolejnemu atakowi Formidów. Uznano, że najlepszym materiałem do treningów będą wybitnie uzdolnione dzieci, które finalnie poradzą sobie z ciężarem ocalenia Ziemi przed najeźdźcą. Bohaterem książki jest niejaki Andrew „Ender” Wiggin – najgenialniejszy spośród wybrańców. Ender zostanie przeniesiony do kosmicznej szkoły wojskowej, gdzie specjalne szkolenie przygotuje go do stawienia czoła Formidom, by raz na zawsze mógł zażegnać płynące z ich strony zagrożenie. Ale – jak to w takich historiach bywa – nic nie będzie takie, jak się wydaje, a przed naszym chłopakiem stoi o wiele więcej wyzwań, niż tylko szkolenie na dowódcę. Tym jednak nie będziemy się już zajmować.



Osoby, które czytały książkę wiedzą, że „baza” fabularna filmu została praktycznie niezmieniona. Twórcy byli zmuszeni zaś do mocnego okrojenia historii nakreślonej przez Carda, eliminując z obrazu np. motywy z dzieciństwa głównego bohatera, czy duży udział jego rodzeństwa w opowieści. Skupiono się, można powiedzieć, tylko i wyłączenie na drodze Endera do walki z Formidami. Akurat takiego podejścia scenarzystów nie można otwarcie krytykować – w końcu zabijałoby to pewną dynamikę filmu, a ostatecznie wspomniane powyżej motywy nie są kluczowe dla sensu powieści. Niemniej nie mogłem nie mieć wrażenia, że wydarzenia następują po sobie nieco zbyt szybko, a przeskoki w czasie są zbyt nagłe. „Kariera” protagonisty pędzi jak szalona i zabrakło czegoś, co w sensowny sposób by ją spowolniło.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?