Człowiek ze Stali drewniany jak nigdy!
W miarę nieźle spisali się odtwórcy większości filmowych ról. Przyzwoicie wypada Henry Cavill (jako Superman, oczywiście), choć momentami został bardzo źle poprowadzony. Czasami strasznie irytujące bywa jego przesadnie „poważne” i „dostojne” zachowanie, mogące umęczyć widza swoją nienaturalnością. Ogólnie jednak spisał się poprawnie i nie ma co wylewać mu wrzątku na głowę. Lepiej spisała się Amy Adams w roli Lois Lane, charyzmatyczna jest także postać Zoda, zagrana przez Michaela Shannona (ogólnie facet ma w sobie coś złowrogiego, wystarczy tylko przypomnieć go sobie np. z fantastycznej kreacji w Zakazanym Imperium). Bez wątpienia ciekawymi ozdobnikami produkcji są również występy Kevina Costnera (jako Jonathana Kenta) i Russella Crowe’a (jako prawdziwego ojca Klarka). Ogólnie w tej kwestii ciężko mieć jakieś większe zastrzeżenia.
Co natomiast w pełni oczywiste, najbardziej udaną warstwą filmy jest jego warstwa realizatorska – ale tu nie ma się czemu dziwić, w końcu budżet w wysokości 225 milionów dolarów musiał zrobić swoje. I tak bardzo dobre wrażenie robią już pierwsze sceny na Kryptonie – serwujące zarówno ciekawą stylistykę planety, jak i po prostu udane efekty specjalne (przy okazji – rozgrywa się tu całkiem niezła, widowiskowa akcja). W kolejnych etapach produkcji, mniej więcej do jej środka, tempo trochę zwalnia, aż do ostatnich 40-tu minut. Ostatnia prosta to notoryczne wybuchy i widowiskowe bitki z Supermanem w roli głównej, pełne zniszczenia i dewastacji. Faktycznie, braku efektowności Człowiekowi ze Stali zarzucić nie sposób. Snyder zadbał o ten aspekt perfekcyjnie, częściowo zamazując skazę pozostawioną przez mizerny scenariusz. Wszelkie pojedynki panów i pań z Kryptona wyglądają ciekawie, oferując przemiłą dla oka rzeźnię (doprawdy nie przesadzam mówiąc, że starcia naszych kosmitów faktycznie związane są z pełną destrukcją otoczenia!). Wprawdzie mam i w tej kwestii pewien niedosyt (jednak ciut za mało wojów z Kal-Elem na pierwszym planie), ale generalnie – jeśli już zobaczyć dzieło Snydera – to właśnie ze względu na warstwę techniczną (ale i także ze względu na dość oryginalne podejście do filmowania scen akcji).
Wszystko to opatrzone zostało bardzo dobrą warstwą muzyczną, ale – przyznam, że pewne wiecznie powtarzające się motywy trochę zaczęły mnie z czasem nudzić i denerwować. Przydałyby się jakieś wariacje, nowe aranżacje, a nie w koło puszczanie tego samego utworu. Trochę psuje to obraz zaiste dobrych kompozycji.
Nie miejcie jednak złudzeń. Widowiskowość nie ratuje całokształtu i nie sprawia, że Człowiek ze Stali wznosi się powyżej przeciętności. Tak naprawdę ilość ciekawych i finezyjnych scen to mniej niż kwadrans, a pozostały czas trwania obrazu zakrawa na swojską nudę i banał. Po fantastycznych zwiastunach, pomysłodawcy w postaci Christophera Nolana i usytuowaniu Zacka Snydera za kamerą, oczekiwania miałem znacznie, znacznie wyższe. Man of Steel nie spełnił pokładanych w nim nadziei i śmiało mogę zakwalifikować go do jednego z największych rozczarowań – odważę się powiedzieć- ostatnich kilku lat. Nie tędy droga!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler