RetroStrefa - Matrix: Path of Neo


Zidan @ 00:06 24.05.2013

Dwa tygodnie temu przypominaliśmy Wam ciekawego – w naszym mniemaniu – klasyka gier akcji, w postaci Enter the Matrix. Dość często w Waszej dyskusji pod artykułem pojawiała się inna, kolejna po EtM gra z uniwersum Matrixa, pt.

Dwa tygodnie temu przypominaliśmy Wam ciekawego – w naszym mniemaniu – klasyka gier akcji, w postaci Enter the Matrix. Dość często w Waszej dyskusji pod artykułem pojawiała się inna, kolejna po EtM gra z uniwersum Matrixa, pt. Path of Neo – poznajcie więc naszą opinię na temat tego, mimo wszystko, kontrowersyjnego tworu.

Za produkcję ponownie odpowiadało Shiny Entertainment, gra zaś ukazała się w roku 2005 – czyli dwa lata po Enter the Matrix. Doskonale pamiętam, jak duże były wtedy oczekiwania, zdecydowanie większe, niż w przypadku tytułu z roku 2003. Zapowiadano ciekawszy system walki, nowocześniejsze podejście do rozgrywki, no i – co już w ogóle ekstra – nareszcie mieliśmy pokierować nikim innym, jak samym Neo, zwanym potocznie Wybrańcem. Choć apetyt był spory, a gra koniec końców zupełnie ciekawa, tak chyba mało kto ukończył ją z poczuciem całkowitego „spełnienia”.



Może trochę Was to zdziwi, ale zaczynając jakiekolwiek podejście do Path of Neo, trzeba najpierw zająć się krótkim wstępem do fabuły. Wbrew pozorom, wcale nie ma tu takiej oczywistości – chociaż pokierujemy Neo, zgodnie z wydarzeniami znanymi z filmów, tak są to zdarzenia nieco pozmieniane, często wzbogacone, czy w końcu mocno odmienione względem trylogii Wachowskich. I tak przede wszystkim zmianom uległy niektóre motywy znane ze srebrno ekranowego oryginału. Pamiętacie początek Matrixa, gdy Neo zostaje złapany w biurowcu, przez Agentów? Tutaj akcja potoczy się inaczej – dzielny Pan Anderson da dyla panom w garniakach i nie da sobie wsadzić sondy do pępka. Pamiętacie, kiedy Neo zostaje po raz pierwszy podpięty do komputera na statku Nabuchodonozora i zaczyna trenować sztuki walki (gdy budzi się, mówi „I know kung fu!”)? Teraz dowiemy się, w jaki sposób przebiegało to jego mordercze szkolenie, a nawet weźmiemy w nim bezpośredni udział. Zastanawialiście się, co Neo robił pomiędzy wydarzeniami z pierwszego Matrixa, a Reaktywacją? Gra da nam na to dość rozbudowaną odpowiedź. No i co chyba najciekawsze, autorzy zaserwowali zupełnie inne zakończenie aniżeli to wykorzystane w Rewolucji, pozwalające na nieco pozytywniejsze spojrzenie na finał kultowej przygody. Brzmi fajnie? Niby tak, ale...

Gdzieś w tym wszystkim ginie niekiedy sens i filozofia Matrixa. Dodatkowe wydarzenia nie mają głębi, bywają wręcz infantylne i wrzucone kompletnie na siłę, bez większego rozmysłu. Oczywistym jest, że pewne wątki musiały zostać dodane i rozwinięte, miałem jednak wrażenie, że autorzy poszli o krok (a czasem dwa kroki) za daleko i pogubili gdzieś wizję Wachowskich. W Enter the Matrix kwestia fabuły wyglądała o wiele lepiej!



Z pewnością graczy także miał zachęcić zmodernizowany system walki, mocno zmieniony w stosunku do tego znanego z poprzednika – choć i tu można odnieść wrażenie, że modyfikacje były niekiedy zbyt daleko idące, często wręcz niekonieczne. Całokształt został odrobinę przemodelowany i teraz tylko jeden przycisk odpowiada za bezpośrednie ataki Wybrańca. Drugi zaś pozwala nam na ogłuszenie oponenta. To właśnie owe „ogłuszanie” jest najbardziej charakterystycznym elementem tutejszego systemu bojów. Dzięki niemu, wykonamy cały szereg rzutów na adwersarzach, zadamy im specjalne, mocniejsze i bardziej widowiskowe ciosy, a nawet zainicjujemy ataki wymierzone w trzech wrogów jednocześnie (to akurat szczególnie mi się podobało). Dodatkowo, możemy rozbroić „tych złych”, wynieść ich w powietrze i cisnąć o ziemię. Rzecz jasna, jeśli przed jakimkolwiek ciosem czy rzutem, wejdziemy do trybu skupienia, nasze ciosy będą o wiele mocniejsze i jeszcze bardziej spektakularne (przygotowano cały szereg ataków, charakterystycznych dla uniwersum Matrixa). Niby brzmi to fajnie, zdecydowanie ma też swoje mocne strony, ale o dziwo – po bliższych oględzinach – można dostrzec pewne mankamenty. Twórcy nie do końca dopracowali płynność i precyzję walki, zabrakło bardziej skomplikowanych kombinacji ciosów, gdzieś przepadła też zwyczajna płynność i klarowność. Ciężko mówić, jakoby programiści dali klapę, ale zdecydowanie mogło wyglądać to trochę lepiej i mniej chaotycznie.

Sprawdź także:

Enter The Matrix

Premiera: 15 maja 2003
PC, PS2, XBOX, GC

Enter the Matrix to pełna akcji gra, stworzona na podstawie filmowej trylogii Matrix. Produkcja nawiązuje do dzieła braci Wachowskich, oferując dynamiczne pojedynki z prz...

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosroxa175   @   09:03, 24.05.2013
Przyznam szczerze, że nigdy nawet filmów z tej serii zbyt dokładnie nie oglądałam, a o grach to już nie wspomnę. Dumny
0 kudosUxon   @   10:01, 24.05.2013
Jakościowo może gra nie jest gorsza niż Enter the Matrix ale tak naprawdę w przeciwieństwie do poprzedniczki nic nie wniosła do całej tej historii. I właśnie to najbardziej działa na jej niekorzyść. Klasyczny przypadek chęci zbicia kapitału na świetnym filmie. Ogólnie nie grało się źle ale emocji nie było żadnych.
0 kudosFox46   @   11:43, 24.05.2013
Ta gra jak i Enter the matrix to była bardziej taka ciekawostka co do walki itp: niż żeby się tym zachwycać. Wszak Atari które teraz bankrutuję więc co się dziwić.
0 kudosdenilson   @   15:49, 24.05.2013
Pamiętam recenzje, a zwłaszcza w magazynie Click! gdzie bardzo surowo została ona oceniona - poniżej 5/10 tyle pamiętam. W EtM grałem, ale w to jakoś nie miałem już okazji.
0 kudosmk49   @   15:48, 06.06.2013
też widziałem recenzje w magazynie click nawet wciąż mam ten numer
Dodaj Odpowiedź