Gra w lekturze - The Walking Dead: Droga do Woodbury
Założeniem pierwszej części, oprócz oczywistego doprowadzenia bohaterów do łap Philipa Blake’a, jest możliwie bliskie ukazanie sylwetek głównych bohaterów, ale także zobrazowanie życia na świecie „po przemianie”. Zawarto przy tym typowe dla uniwersum motywy, takie jak podróż, zdobywanie zapasów, amunicji, czy w końcu walka z hordami zombie. Wszystko to starano się opisać w taki sposób, by czytelnikowi nieprzerwanie towarzyszyło poczucie zaszczucia i niepewności. I trzeba powiedzieć, że udało się to całkiem nieźle. Wielką siłą lektury są głębokie, ciekawe i niebanalne postacie – co zresztą było niezwykle dużym atutem komiksu i serialu telewizyjnego. Autorzy zadbali o dosadne rysy psychologiczne bohaterów, przytoczyli również ich historie życiowe, mające przy okazji silny wpływ na ich postawę w czasach opisanych w powieści. Dowiemy się więc sporo o przeszłości Lilly Caul, zaprzyjaźnimy się z dobrodusznym, acz silnym afroamerykaninem - Joshem Lee Hamiltonem (drugą centralna postacią tekstu), poznamy też mniej wyeksponowane, ale też ciekawe osobowości drugoplanowe, takie jak: były lekarz wojskowy i alkoholik - Bob oraz uzależniona od narkotyków przyjaciółka Lilly, Megan. Każdy z nich wyraźnie budzi jakieś uczucia w czytelniku, za co, bez wątpienia, należy się autorom pochwała.
Atrakcyjnie rozpisano wszelkie perypetie naszych herosów. Pisarze sprawnie dozują napięcie i tworzą ciekawe sytuacje (z niebezpiecznymi zombie w roli głównej, oczywiście), ale także w barwny sposób opisują „codzienne” życie naszych ocalałych. Takie „zwyczajne” sprawy rzeczywiście dodają powieści pewnego realistycznego posmaku, pozwalając czytelnikowi na lepsze zidentyfikowanie się z bohaterami. Wszystko to bardzo uatrakcyjnia lekturę, czyniąc z niej dzieło lekkie i łatwe w odbiorze.
Wielka szkoda zatem, że druga część opowieści (nie druga książka, proszę nie mylić) nie jest już tak dobra, jak ta pierwsza. Trzeba od razu zaznaczyć, że nie uważam jej za „połówkę” słabą czy nieudaną, nic z tych rzeczy. Czytanie nadal sprawia przyjemność i nie męczy czytelnika, ale w kontekście poprzednich fragmentów, różnica jakościowa jest wyraźnie widoczna i należy ją odnotować.
Przede wszystkim, część druga nieco traci na barwności i plastyczności. Opisy nie są już tak czytelne, jak we wcześniejszym segmencie, nie wprowadzono też tak wyrazistych osobowości. Owszem - dobrze zapoznamy się z Gubernatorem, trochę bliżej ze znanym nam Martinezem, ale na tym de facto lista głębszych indywiduów się kończy – reszta postaci to raczej literackie byty, których charakteru w żaden sposób nie możemy określić. Szkoda.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler