Recenzja książki Imię boga - autorytarny kościół, szpiedzy, eksperymenty medyczne
Imię boga to debiutanckie dzieło Michała Dąbrowskiego. Już takie zdanie potrafi wywołać w potencjalnym czytelniku dreszcze. A co dopiero, jeśli dowie się, że ów debiut to niemalże 700 stron. Przepis na drugorzędne „czytadło” gotowy. Otóż nic bardziej mylnego.
Imię boga Michała Dąbrowskiego to w moim odczuciu bardzo dobre otwarcie – zarówno autora, jak i uniwersum, które wykreował. Akcja książki rozgrywa się co prawda tylko w jednej lokacji – mieście Aazh, stolicy Cesarstwa – jednak autor, wraz z kolejnymi pokonywanymi przez czytelnika rozdziałami, zdradza dużo więcej informacji na temat reszty kontynentu, a także obcych krain, z których pochodzą zróżnicowana ludność metropolii oraz bohaterowie.
Według otrzymanych informacji, półwysep Aazh (szczegółowe mapy dostępne są na wewnętrznych stronach okładki, co pozwala lepiej wczuć się w klimat) oraz towarzyszące mu rozmaite egzotyczne krainy, obce państwa, terytoria zamieszkiwane przez wszelakie ludy, wymyślane były przez co najmniej kilka ostatnich lat. I niezależnie od tego, ile finalnie poświęcono na to czasu, efekt jest piorunujący. Od Aazh czuć pewną autentyczność oraz spójność, a już na pewno intrygę, powodującą chęć dogłębnego zaznajomienia się pozostałą częścią uniwersum. Świat przedstawiony to bez wątpienia jedna z najmocniejszych stron publikacji!
Metropolia wzorowana jest na czymś pomiędzy typowym miastem z powieści fantasy, gdzie - siłą rzeczy - więcej jest naleciałości bliższych średniowieczu niż jakiejkolwiek innej epoce (może gdzieś na granicy z renesansem – to byłoby dokładniejsze zestawienie), a alternatywną wizją historii. Drałując następujące po sobie rozdziały, czytając opisy kolejnych dzielnic Aazh, poznajemy typową (nawet dla dzisiejszych czasów aglomerację). Mamy tutaj Stary Port, charakterystyczne slumsy, bogate kamienice, w których mieszka stan wyższy oraz dzielnice targowe. W trakcie lektury cały czas miałem przed oczyma serię Dishonored od Arkane Studios.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że oba twory – zarówno Imię boga, jak seria przygodowych gier akcji – nie mają ze sobą nic wspólnego. Tym bardziej, że Dishonored odznaczało się steampunkowymi naleciałościami, zaś w książce technologii ustępowała magia oraz pradawne fundamenty, na których obecny świat został zbudowany.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler