Uwielbiam uniwersum Wiedźmina. Uwielbiam je w każdym calu. Książki przeczytałem więcej razy, niż to potrzebne. Pierwszą część znam na wylot, przeszedłem chyba z dziesięć razy. Podczas czekania oraz właściwej rozgrywki w drugiej części przebierałem nogami jak dziecko. Ale po przejściu uświadomiłem sobie, że bardzo ciężko będzie mi się zabrać drugi raz za ukończenie gry, by poznać inne ścieżki fabuły. Bardzo ciężko.
Moja przygoda z dziełami Bethesdy zaczęła się od Obliviona. W tamtych czasach PeCeta używałem tylko i wyłącznie do grania w CoD2. Ale ktoś polecił mi Obliviona. Można powiedzieć, że gra przytłoczyła mnie trochę ogromem możliwości. Ukończyłem więc główny wątek i zapomniałem o niej. Później przyszły Next Genowe Fallouty, przy których przesiedziałem setki (bo w sumie chyba ze 300) godzin. No i nadszedł Skyrim. Hucznie zapowiadany Skyrim. Skyrim, na którego punkcie oszalały miliony, a już w dniu światowej premiery pojawiły się pierwsze mody. Skyrim, który już nie przeraża ogromem jak Oblivion. Skyrim, który zaczyna wchłaniać mnie bez reszty. Skyrim, na którego oddam głos.
(trochę patetycznie zabrzmiało
)