Anthem - demo nastraja pozytywnie (XBOX One)
Przed premierą pełnej wersji Anthem, jego autorzy, studio BioWare, przygotowali specjalnie pociętą edycję demo, by każdy z potencjalnych kupców mógł zobaczyć, co tym razem wymyślili goście niedawno znani z naprawdę świetnych gier cRPG (Dragon Age: Początek, Mass Effect oraz Knight of the Old Republic). I trudno powiedzieć, bo w warstwie fabularnej niewiele z tego demka można wyczytać – mimo tego, ten niewielki wycinek fabuły, zdążył mnie zaintrygować, a przede wszystkim pozwolił poczuć specyfikę i klimat tego pomieszania futurystycznej technologii z pewną dawką fantasy, a nawet postapokalipsy.
Pokazówka na samym początku po prostu wrzuca nas w środek zainicjowanych dobrych kilka godzin wcześniej wydarzeń. Mamy 10. poziom doświadczenia i lądujemy w Forcie Tarsis – hubie dla pojedynczego gracza, który jest niewielkim miasteczkiem i ostatnią ludzką enklawą. Miejsce to jest naszą bazą wypadową. Znajduje się tam wszystko, co potrzebne do prowadzenia działań zbrojnych – kowal dedykowany naprawom sprzętu, rynek z częściami zamiennymi do naszego Javelina (o nim później), bar, jakieś komnaty z tajemniczymi księgami itp.
O ile Anthem to gra wieloosobowa (tak czy siak potrzebujemy połączenia z Internetem), o tyle w Forcie Tarsis przebywamy wyłącznie sami. Zresztą ta lokacja dla każdego gracza jest unikalna w tym sensie, że tworzy swoiste centrum sterowania scenariuszem. Włącznie z przerywnikami filmowymi, dialogami i wyborami moralnymi. Te ostatnie pojawiły się w testowanej przeze mnie wersji, ale w skali mikro. Mogłem decydować o kilku kwestiach, które de facto nie miały żadnego przełożenia na dalszy tok rozmowy, o czynach nie wspominając.
Mimo że dużo z przygotowywanej historii nie poznałem, pewien zarys sytuacji dane mi było zobaczyć. Misja fabularna możliwa do rozegrania w tej krótkiej pokazówce rozpoczyna się w momencie, gdy musimy znaleźć pewien pradawny artefakt. Nie wiemy nic o tle dla tych wydarzeń, kim są osoby, którymi się otaczamy, ani skąd w ogóle jakiekolwiek artefakty albo co to za starożytna rasa.
Wychodzimy zatem wiedzeni markerami przez kolejne korytarze i, wychodząc na główny plac, trafiamy na ogromny kombinezon, do którego musimy wejść – Javelin. To urządzenie pozwalające prowadzić działania zbrojne, a jednocześnie oś całej rozgrywki. Wyglądem przypomina nieco egzoszkielet, w praktyce zaś to swoisty mech wyposażony w liczne uzbrojenie. Co ciekawe, w Anthem, oprócz klasycznego karabinu, ważne (a może nawet najważniejsze) są ataki specjalne będące wypadkową konkretnej klasy Javelina (w demku była tylko jedna – wszechstronny Ranger), a także przedmiotów zdobywanych po pokonywanych bossach i ulepszeń dokonywanych dzięki wskakiwaniu na kolejne poziomy doświadczenia.
Dopiero gdy wbijemy się do kabiny Javelina i opuścimy miasteczko, rozpoczyna się clou, a więc drużynowa walka. Możemy prowadzić ją oczywiście sami, wspomagani trzema postaciami kontrolowanymi przez sztuczną inteligencję, niemniej jednak jest to nieco przeciwko koncepcji, jaką wymyśliło BioWare. Jeśli z kolei nie mamy kompanów, to system dobierze nam przypadkowych ludzi (naturalnie w obrębie naszego levelu). Jednak już teraz muszę powiedzieć, że Javelinem steruje się bardzo dobrze i intyuicyjnie! Latać, jak zresztą pewnie widzieliście na zwiastunach czy gameplayach, możemy przez ograniczony czas, ponieważ mechanizm się przegrzewa, niemniej takie zabiegi jak przelatywanie przez wodospad czy ostre pikowanie jest w stanie zacząć go schładzać, dzięki czemu możemy pokonywać w powietrzu naprawdę znaczące odległości.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler