Po około 20 minutach zabawy trafiamy na pierwszą grupkę ocalałych, tam zaczyna się gra pełną gębą. Gromadzimy garść informacji na temat tego co się stało, rozmawiamy z postaciami niezależnymi, przyjmujemy jakieś zadania i wyruszamy w pełen niebezpieczeństw świat. Choć Dead Island nastawione jest od początku na fabułę, gracz wcale nie jest ograniczony do tego, by ślepo brnąć w stronę finiszu. Ja osobiście zawsze lubiłem zwiedzać i właśnie tak też czyniłem na Banoi. Jak miałem dotrzeć do jakiejś osoby, nigdy nie robiłem tego po linii prostej. Wolałem znaleźć alternatywną ścieżkę, a przy okazji wypełnić jakieś zadanie poboczne i znaleźć nowe uzbrojenie. Osoby, które będą po prostu cisnąć do przodu stracą bardzo dużo. Najnowsze dzieło Techlandu nie jest klonem Condemned, w którym największą atrakcją było klepanie po pyskach kolejnych ćpunów. Dead Island zawiera sporo elementów RPG i przygodowych – właśnie one zapewniają grywalność na najwyższym poziomie.
Questów w grze jest bez liku. Producent przygotował wiele zadań głównych oraz sporo misji pobocznych. Te pierwsze są oczywiście niezbędne do zobaczenia napisów końcowych, są bardziej rozbudowane i dłuższe. Poboczne zlecenia robi się o wiele szybciej i nie są tak skomplikowane. Powtarza się w nich też kilka schematów polegających na odnajdywaniu jakiś osób, albo gromadzeniu surowców. Nigdy nie jest jednak nudno, bowiem zawsze mamy przed oczami większy obraz i pamiętamy, że w perspektywie, każdy punkt doświadczenia pozwoli łatwiej tłuc napotkane bestie.
Tych jest nie mało. Początkowo trafiamy główne na zwykłych słabeuszy, których zasadniczą zaletą jest po prostu szybkość. Często nie mają też żadnej broni, a w rezultacie nie trudno jest ich ukatrupić. Później pojawiają się konkretniejsze umarlaki, w tym także mini bossowie, potrafiący taranować swoich przeciwników. Najgorsze są jednak pokraki wydzielające z siebie przeróżne kwasy, gazy itd. Ci są w stanie zabić nas z pewnej odległości, albo pozostawić po sobie jakąś niespodziankę. Trzeba więc ostrożnie pozbawiać ich… hmmm, życia?
Nie samymi zombie jednak człowiek żyje i eksploracja także jest bardzo istotna. Z jej pomocą trafiamy przecież na nowe zadania, przeszukujemy okolice oraz poznajemy genezę całego tragicznego zajścia. Za wszystkie te czynności dostajemy punkty doświadczenia, które, jak na porządne RPG przystało, w pewnym momencie jesteśmy w stanie zamienić na nowe zdolności. Każda postać dysponuje różnymi drzewkami umiejętności, podzielonymi na trzy kategorie i dopasowanymi do jej preferencji. Jeśli chodzi o kategorie mamy furię, walkę oraz przetrwanie. W tym pierwszym znajdujemy umiejętności, które wpływają na to, jak nasz protagonista zachowuje się po włączeniu trybu furii. Niektóre poprawiają jego celność, inne wydłużają czas trwania ataku, a jeszcze inne zwiększają ilość zadawanych obrażeń. W walce mamy do dyspozycje różne specjalne chwyty, rzuty, kopniaki itd. Każdy bohater ma własny zestaw i warto dobrze zastanowić się w którym kierunku podążyć. Nie ma bowiem możliwości, by wymaxować wszystkie. Ostatnie jest przetrwanie, decydujące o szybkości poruszania się, wpływające na crafting i tym podobne cechy. Jak widać, jest tego sporo i nie łatwo zdecydować co wybrać. Jest to też dodatkowa zachęta by powrócić na Banoi nawet po przejściu całej kampanii.
Szczególnie, że jest to lokacja rozbudowana i pełna zróżnicowanych krajobrazów. Zabawę zaczynamy w kurorcie, zwiedzamy też miasto, pobliską dżunglę, plażę, kanały, więzienie i wiele więcej. Każda miejscówka jest odpowiednio przygotowana i czekają w niej inne niebezpieczeństwa. Otwarte przestrzenie stanowią problem ze względu na to, że przeciwnik atakuje ze wszystkich stron. Kanały też nie są jednak bezpieczne, odpada bowiem możliwość ucieczki. W takim skotłowanym tunelu jest naprawdę trudno zwyciężyć z truposzami. Oczywiście każde miejsce trzyma narzucony przez grę klimat.
Elementy RPG, o których pisałem wcześniej nie przejawiają się jedynie w rozwijaniu umiejętności naszego bohatera, lecz również w craftingu, czyli tworzeniu nowych przedmiotów i ulepszaniu posiadanych. Na wyspie co krok znajdujemy różne graty domowego użytku, stanowiące surowce, z pomocą których możemy budować przeróżne ustrojstwa. Wystarczy, że posiadamy odpowiedni schemat, a w ciągu chwili dodamy do miecza rażenie prądem, do pałki bejsbolowej nabijemy gwoździe, a do noża do rzucania dołożymy ładunek wybuchowy, tworząc z niego lepki granat. Prócz broni białej są też pistolety i strzelby, ale nie ma się co oszukiwać, mimo iż są przydatne, stanowią jedynie drobne urozmaicenie i odskocznię od bardziej osobistego wymachiwania bronią białą.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler