Duga odsłona serii Horizon będzie miała swoją premierę już niebawem. My gramy od jakiegoś czasu, a dzięki temu jesteśmy w stanie podzielić się spostrzeżeniami na temat przedsięwzięcia. Czy Guerrilla Games stworzyło solidną kontynuację? Czy nowa przygoda Aloy jest bardziej porywająca niż dotychczas? Czy mamy wreszcie grę, która pokazuje pełnię możliwości PlayStation 5? Na te oraz inne pytania postaramy się odpowiedzieć w niniejszej recenzji.
Horizon: Forbidden West to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń, z którymi mieliśmy do czynienia w przypadku Zero Dawn. Mnie osobiście takie rozwiązanie odpowiada, wszak mamy do czynienia z sagą, która najpewniej zamknięta zostanie za sprawą trylogii, ale w takim podejściu do kreowania fabuły jest pewien problem. Twórcy musieli uznać, iż wiele wątków gracze pamiętają i będą w stanie zrozumieć nawiązania do nich. Osoby, które grały w „jedynkę” nie powinny mieć z tym większego problemu. Gracze, którzy nie mieli jednak styczności z pierwowzorem, mogą być przez pewien czas lekko skołowani. W takim przypadku polecam się zapoznać z jakimś skrótem fabularnym dotychczasowych wydarzeń, bo ten z Forbidden West niestety nie do końca spełnia oczekiwania.
Pomijając tę drobną niedogodność, scenariusz napisany na potrzeby „dwójki” jest naprawdę interesujący. Deweloperzy poszli na całość i popuścili wodzę fantazji, czego efektem jest bardziej rozbudowana opowieść. Niektóre jej aspekty są mocno zakręcone i mogą się wydawać niejasne, ale jestem przekonany, że po dogłębnym zbadaniu całego świata oraz przeanalizowaniu znajdujących się w nich informacji, wszystko można zrozumieć. Kwestia tego, ile czasu jesteśmy w stanie poświęcić na eksplorację oraz analizę. Bądźcie gotowi na to, że niewiele jest tu podane na tacy. Najczęściej trzeba się nieco wysilić, aby zdobyć strzępki informacji. Mi do wielu z nich nie udało się dotrzeć, mimo że trochę czasu w świecie gry spędziłem, a to tylko dobrze świadczy o bogactwie skarbów, jakie skrywa uniwersum.
Fabuła, jak wspomniałem, jest rozbudowana, zakręcona i angażująca. Jej poznawanie nie jest łatwym zadaniem. Przyjemnym, ale niełatwym. Wiele informacji, rozmaite szczegóły, ukryto nie tylko w świecie, ale również w dialogach z postaciami niezależnymi. Z tego względu warto angażować się we wszystko, co widzimy. Wręcz wypada podchodzić do napotkanych postaci i podejmować konwersacje. Najczęściej mają coś ciekawego do powiedzenia, a dialogi są naprawdę porządnie opracowane. Każda konwersacja jest jak scenka przerywnikowa. Kamera pracuje, postaci się poruszają. Nie ma już statycznych pogaduch znanych z pierwowzoru oraz wielu innych gier. Bardzo cieszy oczy postęp, jaki w tej kwestii poczynili twórcy.
Rozbudowana opowieść oznacza znacznie bardziej zróżnicowany świat. W pierwowzorze poruszaliśmy się w zasadzie po trzech biomach. Mieliśmy tereny zielone, pustynne oraz górzyste. Tym razem jest tego więcej. Świat jest większy - to skondensowane tereny Ameryki Północnej. Obszary, po których wędrujemy są bardziej porywające i ciekawiej zaprojektowane. Dzięki temu naprawdę nie sposób się nudzić. Do tego dochodzi jeszcze znacznie większa wertykalność miejscówek, a także rozmaite jaskinie, podziemia i wiele innych miejsc, skrywających rozliczne sekrety. Horizon: Forbidden West pozwala na większą swobodę niż „jedynka”.
Gdy porównujemy Horizon: Forbidden West z pierwowzorem, w większości przypadków łatwo dostrzec ewolucję tego, co mieliśmy wcześniej. Widać to w opowieści, widać w wirtualnym świecie, widać wreszcie również w umiejętnościach oraz wyposażeniu Aloy. Podobnie, jak w części pierwszej, główna bohaterka bezustannie musi się bronić. Może wybrać sposób w jaki chce eliminować napotkanych przeciwników – po cichu czy frontalnie – ale nie ma opcji, aby wszystkich pojedynków uniknęła. Często sięgamy po broń i cieszy, że także i w tym elemencie dostrzec można postępy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler