Aloy w Horizon: Forbidden West posiada wszystkie środki perswazji znane z jedynki, a ponadto jest w stanie korzystać z kilku nowych. Przede wszystkim, znacznie większą rolę odgrywa tutaj skanowanie napotkanych maszyn. Gdy skorzystamy z gadżetu pozwalającego nam dokładniej badać otoczenie, widzimy wszystkie najważniejsze elementy napotkanego oponenta. Widzimy jakie są jego słabe strony oraz co potencjalnie możemy z niego uzyskać. Następnie podejmujemy decyzję w jaki sposób zaatakować. Możemy zrobić to po cichu, uwidaczniając ścieżkę patrolowaną przez przeciwnika i zadając cios od tyłu, tudzież z wysokiej trawy. Możemy skorzystać z włóczni i wymachiwać nią, aż pokraka przestanie działać/żyć. Możemy wreszcie spożytkować łuk i np. wycelować w zbiorniki umieszczone na grzbiecie wroga, a dopiero potem w źródło zasilania, tudzież słaby punkt. Zbiorniki, o których wspomniałem, może się np. dać odstrzelić, a następnie wykorzystać w systemie craftingu, by przygotować coś, co przyda się w dalszej podróży.
Studio Guerrilla Games na potrzeby swojego najnowszego dzieła przygotowało sporo nowych maszyn, z którymi grający musi się zapoznać, a prócz tego natrafiamy też na rozmaitych - często trudnych do pokonania - bossów. Szefowie w Horizon: Forbidden West potrafią być nie lada wyzwaniem i to nawet na normalnym poziomie trudności. Większość wymaga jakiegoś sposobu podejścia, a ponadto trzeba wykazać się zręcznością oraz spostrzegawczością. Nie będę się tu wdawał w szczegóły – bo od tego będzie poradnik – ale wiedzcie, że bossowie są znacznie lepiej przygotowani niż ci dostępni w Zero Dawn.
Na szczęście nie jesteśmy bezbronni. Wspomniałem o tym, że Aloy posiada na podorędziu włócznię oraz łuk. W miarę postępów w grze pozyskuje oczywiście więcej wyposażenia, w tym rozmaite elementy ubioru, zwiększające odporność protagonistki na obrażenia oraz witalność. W sumie różnych pancerzy jest dość sporo i czuć, że z każdą kolejną godziną z większą sprawnością i skutecznością przemieszczamy się po wykreowanym przez deweloperów świecie. Niestety loot nie do końca spełnia oczekiwania. Chodzi o to, że przedmioty, które znajdujemy w przeróżnych skrzyniach są najczęściej mało zróżnicowane, a w miarę upływu czasu totalnie przestałem zwracać uwagę na to, co wpada w moje ręce i korzystałem głównie z tego, co udało mi się pozyskać wcześniej.
Jeśli chodzi o sam skład arsenału, jest włócznia i łuk, a prócz niej proca, oszczepy do rzucania oraz rozmaite pułapki. Osobiście najczęściej korzystałem z łuku. Już w przypadku jedynki był on bardzo uniwersalny, a w Forbidden West uzyskał dodatkowe możliwości. Strzał jest bowiem więcej, co wymusza na nas odpowiednie dopasowywanie ich do napotkanych wyzwań. Przemyślana walka jest lepsza, ciekawsza i skuteczniejsza od chaotycznej. Warto wiedzieć z czym ruszamy do boju oraz z czym dokładnie będziemy musieli się zmierzyć.
Rywalizacja jest bardzo taktyczna – przynajmniej jeśli mamy ochotę w taki właśnie sposób ją prowadzić. Każdego oponenta trzeba przeskanować, a następnie zdecydować o metodzie walki. Prócz tego warto się rozejrzeć i sprawdzić z jak dużą grupą wrogów mamy do czynienia. Jeśli przeciwników jest więcej, wypada się do nich zakraść i po cichu sprzątnąć przynajmniej kilku – stada stanowią nie małe wyzwanie. Dopiero, gdy zostanie jeden lub dwóch przejść można do bardziej bezpośredniego wymierzania ciosów. Wskoczenie w środek zadymy nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo takiego pola bitwy nie da się kontrolować, nawet gdy mamy ze sobą sojuszników (Aloy okazyjnie podróżuje w towarzystwie kompanów). Do potyczki szybko wkrada się chaos i najczęściej kończymy ucieczką, co nie jest szczególnie porywające. Horizon: Forbidden West wymusza na graczu myślenia i nagradza je naprawdę wybornie wyglądającymi starciami.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler