Wstałem dzisiaj rano i zacząłem się zastanawiać co powinienem zrobić. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to że wypada skoczyć do łazienki i się nieco odświeżyć. Tak też uczyniłem. Krok, za krokiem, stawiałem raz lewą, raz prawą, raz lewą, raz prawą, raz lewą, raz prawą, nogę. Wreszcie dotarłem do łazienki i lewą ręką sięgnąłem po pastę do zębów, a prawą po szczoteczkę. Obie rzeczy chwyciłem mocno, z tubki ściągnąłem nakrętkę i delikatnie ścisnąłem, aż zaczęła wypływać pasta. Najpierw jeden milimetr, później drugi milimetr, później trzeci milimetr, później czwarty milimetr, później piąty milimetr, później szósty milimetr, później siódmy milimetr, później ósmy milimetr, później dziewiąty milimetr i skończyłem wyciskanie przy około centymetrze. Kiedy pasta trafiła na szczoteczkę, przysunąłem ją do ust, wsunąłem do buzi i rozpocząłem szczotkowanie. W lewo, w prawo, w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, w górę, w dół, w górę, w dół, w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, w górę, w dół, a następnie kółeczek kilka, żeby dostać się pomiędzy wszystkie szczeliny. Niestety nie mam szczoteczki “double surround 3D with whitening satisfaction and cool breath”, więc trochę to trwało. Po umyciu zębów odłożyłem pastę i szczoteczkę, przemyłem twarz i poszedłem robić śniadanie. Najpierw lewa noga, później prawa noga, lewa noga, prawa noga… nie no dobra, bez żartów, nie będę Was zadręczał tak, jak przez około 7 godzin zadręczało mnie Beyond: Dwie Dusze – produkcja będąca kolejnym dziełem studia Quantic Dream – twórców udanego, choć nie powalającego, Heavy Rain. Miałem co do niej spore oczekiwania, miała też ogromny potencjał, tym bardziej szkoda, że nie udało się go wykorzystać. Mamy najnormalniejszy w świecie przerost formy nad treścią. Ale po kolei, żeby nie było żem gołosłowny, zapraszam do lektury recenzji.
Fabuła Beyond: Dwie Dusze przedstawia nam losy dziewczyny o imieniu Jodie. Poznajemy ją jako dorosłą osobę, ściganą przez oddział SWAT. Nie wiemy, rzecz jasna, dlaczego gliniarze wzięli ją na celownik, ale gra w późniejszych etapach naświetla nieco sytuację. Dzieje się to za sprawą retrospekcji. Przeskakujemy więc do wydarzeń z wczesnych lat życia naszej protagonistki i obserwujemy ją kiedy była małą dziewczynką, później znowu jest dorosła, następnie przez moment nastolatką itd. Sam pomysł prezentacji jest w porządku, ale w przypadku Beyond: Dwie Dusze, poszczególne opowieści często nie mają żadnego sensu. Są ze sobą połączone w mizerny, wręcz niezauważalny sposób, a ich jedynym zadaniem jest sztuczne wydłużanie wątku fabularnego. Po co bowiem chodzimy po domu Jodie, szukając oleju dla mamy? Albo po kiego czorta karmimy i poimy owce? Po co zbieramy książki z podłogi w naszym apartamencie? Deweloper chciał przedstawić życie – super, ale życie mam codziennie. Nie muszę tych samych nudnych czynności robić też w grze komputerowej. Na mały plus zaliczyłbym natomiast lokacje, bo są zróżnicowane i ciekawe. Raz jesteśmy w apartamencie, innym razem w laboratorium, później zaś na pustyni, albo na poligonie. Otoczenie zmienia się często, ale co z tego, skoro w większości tych miejsc toczą się wydarzenia całkowicie bezużyteczne z punktu widzenia fabularnego.
Sytuacji nie ratuje też obecność istotny zwanej Aiden – niewidzialnego towarzysza Jodie, dookoła którego toczy się przedstawiona tu opowieść. Początkowo Aiden jest raczej dość bierny, ale im bliżej napisów końcowych tym częściej z niego korzystamy. Czasem faktycznie z sensem, ale bardzo często robimy coś, czego wcale byśmy nie musieli. Są np. sceny, podczas których Jodie jest podenerwowana, a to sprawia, że Aiden również jest poirytowany i chętnie rozwala okoliczne przedmioty. Może wtedy np. zrzucić z biurka stertę kartek, albo robić szybę, ewentualnie przewrócić jakieś krzesło, czy coś. Pierwszym razem rozwałka jest ok., ale po którymś z kolei robi się to wszystko schematyczne. Latamy (dosłownie latamy, niczym duch) bowiem po pomieszczeniu, obserwując akcję z perspektywy pierwszej osoby i poszukując małych kropeczek. Gdy takowe znajdziemy, wiemy, że z danym gratem można wejść w interakcję. Czynimy to i lecimy do kolejnej kropeczki. Kiedy proces powtórzymy z każdą, gra pozwala nam kontynuować, inaczej nie ma takiej opcji. Trzeba koniecznie znaleźć każdą, ukrytą nawet w najmniejszej dziurze kropeczkę.
Z tych sensowniejszych umiejętności Aiden są zaś zdolność do przejmowania kontroli nad przeciwnikami, duszenia ich, a także uleczenia ran oraz przekazywania Jodie wspomnieć nieżyjących osób, lub przedmiotów do nich należących. Niektórzy przeciwnicy są podświetleni specjalnym kolorem, a wtedy możemy ich zlikwidować, albo wykorzystać jako marionetki. Opanowujemy wówczas bandziora, mogąc np. skorzystać z niesionej przez niego broni, albo z samochodu, za kierownicą którego siedzi. Jeśli oponent jest podświetlony na czerwono, Aiden potrafi go udusić. Dodatkowo, widząc jakieś zwłoki, albo przedmiot istotny fabularnie, nasz kompan może przekazać ostatnie momenty życia jakiejś osoby. Pojawia się wtedy krótka wizja, a w niej przesłanie. Całość ma ogromny potencjał, niestety rzadko jest on wykorzystywany, a jeśli już, to ciągle tak samo. Jakby deweloper stworzył garść ciekawych zagadek logicznych z użyciem Aiden i ciągle je rozbudowywał, to byłoby o niebo lepiej. Obecnie z niewidzialnego towarzysza korzystamy w banalnych sytuacjach, zawsze wtedy, kiedy oczekuje tego gra i w schematyczny, niebywale ograniczony, sposób.
Przez to zabawa w Beyond jest ogromnie monotonna i nudna przez pierwsze 7 godzin. Później robi się nieco lepiej, bo akcja zaczyna nabierać tempa, a garść wątków fabularnych schodzi się w jedną, sensowną całość. Częściej korzystamy też z dodatkowych umiejętności Aiden i nie zajmujemy się sprzątaniem apartamentu, ani innymi bzdurnymi czynnościami. Finał opowieści jest zdecydowanie lepszy od długaśnego i nudnego wstępu, ale mimo to, nie wszystkie odpowiedzi poznajemy, no i tak, czy tak, te pierwsze 7 godzin, można by skondensować w godzinę, bez utraty jakiegokolwiek fragmentu historii. W obecnej postaci mamy idealny środek na bezsenność.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler