
Już pierwszy Uncharted był swego rodzaju wyznacznikiem tego, jak powinna wyglądać solidna gra akcji. Mieliśmy charyzmatycznego bohatera ewidentnie wzorowanego na postaci Indiany Jonesa, starożytną tajemnicę do rozwiązania, wiele mistycznych lokacji oraz piękną kobietę. Czego chcieć więcej, zapytacie? Ano okazuje się, że wcale nie był to szczyt możliwości ekipy ze studia Naughty Dog. Przygotowując kontynuację, czyli Uncharted 2, znowu pokazali na co ich stać, oferując interaktywną przejażdżkę pełną akcji, dynamicznych pojedynków oraz fantastycznych fragmentów platformowych. Teraz u właścicieli PlayStation 3 ląduje Uncharted 3 i ku radości konsolowej braci, w tym także mojej, mamy do czynienia z prawdziwym majstersztykiem. Na pewno nie jest idealnie pod każdym względem, ale mimo to, obok takiego cacka nie da się przejść obojętnie.
Fabuła Uncharted 3: Oszustwo Drake’a nie stanowi kontynuacji poprzedników. Są niby jakieś tam delikatne odwołania, ale są one bardziej ze względu na to, że mamy do czynienia z tą samą grupą bohaterów. Pewna znajomość ich relacji jest zatem istotna do pełnego ogarnięcia wątku fabularnego, ale nie jest konieczna. Jeśli chodzi o samą historię, to kręci się ona znowu wokół przodka głównego protagonisty - Francisa Drake’a. Podczas jednej ze swoich podróży Francis wyruszył w poszukiwaniu starożytnego miasta Irem, leżącego gdzieś pośrodku pustyni Ar-Rab al-Chali. Niestety w dziennikach brakuje zapisków co konkretnie udało się znaleźć po dotarciu na miejsce. Wygląda to, tak jakby Francis chciał coś zatuszować, a jako że Nathan jest wścibski z natury, postanawia ruszyć tropem swego przodka i dowiedzieć się co tak naprawdę odkrył. Początkowo historia zdaje się być najzwyklejszym poszukiwaniem skarbu, szybko jednak okazuje się, że wcale tak nie jest, a pod koniec na jaw wychodzi dość istotny spisek. Nie będę jednak podawał żadnych konkretów, warto bowiem dotrzeć do finału na własną rękę.
Przygoda prowadzi nas przez wiele fantastycznie przygotowanych miejsc. Zwiedzamy między innymi miasto Jemen, cmentarzysko statków, pokład wielkiego transatlantyku oraz różne świątynie, mroczne korytarze, a nawet piaszczystą pustynię. Deweloper przeszedł samego siebie i każda lokacja ma coś innego do zaoferowania. Największe wrażenie zrobiła na mnie płonąca posiadłość, którą można było oglądać na materiałach promujących grę oraz cmentarzysko statków i jego uzupełnienie czyli transatlantyk. Drake buja się na nim zgodnie z ruchem fal morskich, wszystkie luźne obiekty także błąkają się po pokładzie, a za burtą szaleją wysokie, spienione fale. Prawdziwe arcydzieło jeśli chodzi o strukturę poziomu widzimy nieco później, kiedy w wyniku naszych działań (i nie tylko naszych) pod pokład statku zaczyna napływać woda i przechyla się on na bok. Kamera całą akcję ukazuje z jak najlepszej perspektywy, często oddalając się, przybliżając i zmieniając swoje położenie. Widać że ekipa Naughty Dog z każdą kolejną produkcją opanowuje budowanie atmosfery do perfekcji. Aż strach pomyśleć co będzie w Uncharted 4 i to jeszcze w dodatku, dedykowanym dla konsol następnej generacji.

Sama mechanika rozgrywki w Uncharted 3 nie uległa w zasadzie żadnym zmianom w stosunku do tego, co widzieliśmy u poprzedników. Odniosłem wrażenie, że troszeczkę lepiej się strzela, ale same ruchy Nathana, jego umiejętności wspinaczki itd. pozostały nietknięte. Rozbudowano natomiast walkę wręcz. Zdecydowanie częściej bijemy się teraz na pięści, a w związku z tym pojedynki musiały stać się efektowniejsze. Protagonista jest w stanie zrobić użytek z mebli, albo z jakiegoś przedmiotu lezącego w jego zasięgu. Lepiej wychodzą mu uniki, potrafi chwycić bandziora i niejako rzucić nim w wybranym kierunku. Jest naprawdę bardzo dynamicznie. Choć nie do końca tak, jakbym sobie tego życzył. O co chodzi? W sumie o to, że walki są schematyczne. Zawsze postępujemy w taki sam sposób, szczególnie w przypadku najtwardszych niemilców – takich typowych byczków, którzy spędzili lwią część swego życia w pierdlu. Takiego steryda musimy raczej unikać, a gdy ten zrobi zamach sprowadzamy go do parteru kopniakiem w klejnoty i klepiemy po pysku. Proces powtarzamy do momentu zwycięstwa. Pierwsze kilka razy jest ok., ale później naprawdę robi się za bardzo schematycznie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler