Sama jakość zadań jest – jak wspomniałem – bardzo różna. Spora część misji jest autentycznie przegadanych, ale dużo jest też ciekawszych robótek, w których jest więcej akcji albo kilka finałów, zależnych od tego, jakie decyzje podejmujemy. Najlepiej wypadają oczywiście zadania fabularne oraz te dla frakcji, bo korzystamy w nich dość często z bardzo dobrego systemu strzelania, za którego jakość prawdopodobnie odpowiada studio id Software, należące do ZeniMax, czyli spółki posiadającej także Bethesdę. Starfield to gra RPG, ale akcji na szczęście w niej nie brakuje. O tym jednak za moment, bo chciałbym poruszyć inny element charakterystyczny dla gier fabularnych, a konkretnie dialogi. W nich niestety od lat Bethesda nie zmienia kompletnie nic… no może tworzy bardziej szczegółowe sylwetki postaci.
Akcję w Starfield obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, choć jest możliwość przełączenia się na kamerę TPP. Tak też bierzemy udział w konwersacjach. Na ekranie widzimy wówczas po prostu rozmówcę, a gdy sami mamy coś odpowiedzieć, wybieramy po prostu spośród dostępnych opcji dialogowych i czekamy na reakcję. Proces powtarzamy do momentu zakończenia pogaduszki. Konwersacje nie są niestety w żaden sposób reżyserowane. Kamera jest statyczna, postaci stoją cały czas w tych samych miejscach, okazyjnie poruszając dłońmi, tudzież zmieniając wyraz twarzy, i tyle. Ma to niby swój urok, ale jednocześnie wygląda dość dziwnie. Szczególnie kuriozalne są rozmowy, w których nasz bohater jest niejako obserwatorem. Tzn. niby w nich uczestniczy, ale na zasadzie takiej, że w dialog zaangażowane są dodatkowe postaci. Podchodzimy np. do jakiegoś NPC’a, a z nami jest ktoś jeszcze. Obie postaci zaczynają się wymieniać spostrzeżeniami, a jedna w pewnym momencie zaczyna coś mówić do nas. Nie kieruje się jednak w naszą stronę, ale jedynie przechyla głowę (ile jest w stanie) i bełkocze coś stojąc do gracza plecami. Lepiej by to wyglądało w formie jakiejś scenki przerywnikowej i szkoda, że twórcy też tak nie stwierdzili. Pozostanie Wam się niestety do tego przyzwyczaić i tyle. Mały plus twórcom recenzowanej gry należy się za niezły system perswazji oraz to, że wybrana na początku przeszłość naszej postaci ma wpływ na dostępne opcje dialogowe. Nie zmieniają one co prawda przebiegu zabawy, ale czasem pozyskujemy interesujące informacje, niedostępne dla innych.
Dialogi to nie jedyny element, z którym Bethesda od lat nie eksperymentuje. Nie zmieniono też systemu rozwoju postaci, który nadal opiera się na tym, co znamy z innych tytułów. Mamy więc kilka drzewek umiejętności, a w każdym rozmaite skille. By cokolwiek odblokować, musimy poświęcić punkt umiejętności, a następnie zrealizować jakiś cel (zabić konkretną grupę wrogów, przebiec odpowiedni dystans itd.), aby możliwe stało się przeskoczenie daną zdolnością na wyższy poziom. Koncepcja ogólnie bardzo prosta i – co najważniejsze – działa, więc akurat tu jestem zadowolony. Nie mamy sztywnego rozwoju opartego na punktach, tylko taki, który wymaga od nas jakiegoś wkładu. Efekt jest taki, że widzimy progres bohatera w ramach drzewka, a także sami się rozwijamy, nabierając wprawy np. w korzystaniu z plecaka odrzutowego, tudzież rozmaitych rodzajów broni oraz gadżetów. Ten konkretny element rozwiązano bardzo dobrze i cieszy mnie, że deweloperzy nie eksperymentowali.
Całkiem w porządku zostały przygotowane też wszystkie systemy związane z craftingiem, choć beznadziejnie je opisano … albo inaczej, musimy je w zasadzie odkrywać na własną rękę, bo niewiele jest wytłumaczone. Gdy jednak zrozumiemy jak wszystko działa, możliwości są naprawdę szerokie. Przy pomocy specjalnych warsztatów, terminali, tudzież postaci niezależnych, pozyskiwać możemy nowe wyposażenie, a także usprawniać i modyfikować już posiadane, w tym oczywiście statek kosmiczny, którym poruszamy się w przestrzeni międzyplanetarnej. Początkowa maszyna nie jest ani szybka, ani szczególnie wytrzymała, ani dobrze uzbrojona. Jeśli chcemy zajmować się szmuglowaniem kontrabandy, czy walczeniem z piratami, konieczne jest regularne upgradowanie statku (ewentualnie wymiana na lepszy w drodze zakupu lub po otrzymaniu innej maszyny w formie nagrody). Zmieniać możemy w zasadzie wszystko i choć sam model latania nie jest jakoś szczególnie porywający, fajnie jest mieć statek, któremu nic nie podskoczy. Możliwości rozwoju w zakresie sprzętu są szerokie, ale jednocześnie bardzo czasochłonne. Nie ma mowy o tym, by pograć kilka godzin i dysponować wyposażeniem, które sieje postrach w szeregach wrogów. Przez długi czas działa to wręcz przeciwnie. Warto się nie wychylać, jeśli chcemy przetrwać.
Skoro o wychylaniu mowa, wiedzieć musicie, że walka nie zawsze jest jedynym sposobem na to, by rozwiązać dany problem. Czasem wystarczy porozmawiać z postacią, która próbuje nam skomplikować życie, ewentualnie przekupić ją lub spróbować ukraść przedmiot, który potrzebujemy do pchnięcia opowieści do przodu. Wybranie ostatniej ewentualności ujawnia niestety kolejny dziwnie zrealizowany element. Chodzi o to, że możemy wejść w sumie wszędzie. Jeśli jakieś drzwi nie są zamknięte, to mimo obecności strażnika obok możemy wparować np. do czyjegoś biura i skorzystać z komputera, tudzież coś podwędzić. Warto oczywiście poczekać aż nikt nie będzie widział co kombinujemy, bo po złapaniu musimy zapłacić karę, ale no jednak liczyłem na coś innego. Tak samo śmieszne jest to, że możemy w centrum miasta zacząć strzelać, czy rzucać granatami, a nikt na to nie zwróci uwagi – chyba, że kogoś zranimy lub zabijemy oczywiście. Podczas zabawy w złodzieja doceniałem natomiast fajnie przygotowaną minigrę, w trakcie której trzeba odpowiednio ustawić specjalne komory zamka, by go otworzyć. Drobnostka niby, a naprawdę raduje.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler