Zaraz po odpaleniu gry zdziwi Was także przestarzała jakość oprawy wizualnej. Colonial Marines prezentuje się dosłownie jak dzieło sprzed kilku lat, nijak nie przystając do współczesnych standardów i możliwości obecnych komputerów. Bardzo przeciętnie wyglądają tekstury, oświetlenie, animacja, efekty wybuchów… W miarę nie najgorzej zaprezentowano architekturę wnętrz, choć i tu nie ma szału. Oczywiście najwięcej obiecywaliśmy sobie po kreacjach Ksenomorfów, ale one wyglądają raczej karykaturalnie i mało przerażająco. Grając miałem wrażenie, że ich animację oparto na animacji zwykłych ludzi, a w rezultacie biegają bardzo dziwnie. Czasem zdarza im się też zrobić jakiegoś moon walka, spacerując wstecz. Po grze wydanej w 2013 roku oczekiwać można znacznie więcej!
Kwestię oprawy trochę podciągnie warstwa dźwiękowa, jednak i tutaj spodziewałem się trochę więcej. Towarzyszą nam na przemian dość przyzwoite i słabsze motywy muzyczne, piorunującego wrażenia nie robią też efekty dźwiękowe. Wprawdzie świetnie słucha się takich smaczków jak kultowego już dźwięku wystrzału karabinu pulsacyjnego, czy „pikania” czujnika ruchu (co znamy właśnie z Decydującego Starcia), ale ogólne wrażenie jest nadal słabe.
Jakby tego było mało, nie tylko techniczna strona gry daje ciała. Sporo rzeczy szwankuje też w rozgrywce. Przede wszystkim, gameplay nie zawiera praktycznie żadnego klimatu – co jest także efektem zarówno banalnej fabuły, jak i średnio udanej oprawy (choć nie tylko, rzecz jasna). Aliens: Colonial Marines nie wywołuje strachu, nie budzi poczucia zaszczucia, nie przenika, nie rodzi też nerwowości. Zabrakło temu wszystkiemu jakiejś wyszukanej subtelności czy emocjonalności. Ciemne korytarze, zniszczone kompleksy i niby-tajemnicze dźwięki i odgłosy to stanowczo za mało, by ktokolwiek miał dostać ataku serca. Niestety, nie spodziewajcie się ani nadzwyczaj wyszukanej otoczki, ani gęsiej skórki.
Już powyższe może być sporym odstraszaczem, ale pójdźmy dalej i przyjrzyjmy się pozostałym aspektom gameplayu. Mamy do czynienia z zupełnie klasycznym FPSem: chodzimy, biegamy, strzelamy, coś tam przełączamy, przecinamy/spawamy zamknięte/otwarte drzwi, itp.. Nie ma niczego nadzwyczaj nowatorskiego. Praktycznie każda z misji ogranicza się do tych samych czynności, polegających na przemierzaniu wyznaczonego szlaku, eliminowaniu hord Ksenomorfów (bądź żołnierzy Weyland-Yutani). I tak, jak wyżej wymienione elementy produkcji i ten prezentuje się zupełnie przeciętnie. Czasem bardzo słabo, czasem trochę lepiej. Niekiedy doświadczymy strasznego chaosu i misz-maszu. Innym razem z kolei Aliens: Colonial Marines uraczy nas lepszymi momentami, w których eksterminacja dostarczy większej lub mniejszej frajdy. Jednym z największych niedopatrzeń jest karygodnie niski poziom inteligencji - zarówno naszych kompanów, jak i adwersarzy. Wszyscy walczą kompletnie idiotycznie i nieskładnie, zachowując się jak boty, a nie oskryptowane jednostki trybu single player. Jedna z najbardziej idiotycznych akcji miała miejsce kiedy przebiłem szybę, a obcy zamiast atakować przez powstały w ten sposób otwór o szerokości kilku metrów, biegli do wąskiego wejścia.
Poza klasycznymi etapami, twórcy pofatygowali się o przygotowanie pewnych „smaczków” i urozmaiceń dla standardowej rozgrywki (a przynajmniej w ich zamyśle tak właśnie miało być). I tak niekiedy zostaniemy pozbawieni broni, a naszym ratunkiem będzie skradanie się za plecami czyhających na nas Obcych (wyjątkowo słabo przygotowany etap); innym razem uciekniemy przed jakimś olbrzymim Ksenomorfem, skonfrontujemy się z ksenomorfią królową, pozbieramy jakieś ogniwa, itp.. Nic nadzwyczajnego, zwyczajne poziomy wypadają lepiej.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler