Zidan @ 18.12.2011, 00:37
Na początku trzeciego tysiąclecia, seria Serious Sam była całkiem popularną marką i raczej nic nie wskazywało na to, by po premierze części drugiej (mającej miejsce w 2005 roku) miał nastąpić przestój. Tak jednak się stało i mimo tego że od kilku dobrych lat wiedzieliśmy o powstawaniu części trzeciej, dopiero niedawno ujrzała ona światło dzienne, zaliczając przy tym dość wyraźny poślizg.
Na początku trzeciego tysiąclecia, seria Serious Sam była całkiem popularną marką i raczej nic nie wskazywało na to, by po premierze części drugiej (mającej miejsce w 2005 roku) miał nastąpić przestój. Tak jednak się stało i mimo tego że od kilku dobrych lat wiedzieliśmy o powstawaniu części trzeciej, dopiero niedawno ujrzała ona światło dzienne, zaliczając przy tym dość wyraźny poślizg. Zobaczmy więc, czy warto było czekać i czy jakość Serious Sam 3: BFE usprawiedliwia czas potrzebny na jej wydanie.
Warstwa fabularna produkcji została właściwie niezmieniona względem poprzedników. Ponownie wcielimy się w dzielnego Sama Stone’a, który w pojedynkę (no, może z drobną pomocą) ocali znany nam świat przed atakiem okrutnych i rządnych krwi (a przy okazji niezwykle brzydkich) kosmitów. Sam nie jest typem mówcy czy dyplomaty – Ziemię ocali z bronią w ręku. Wyeliminuje dzięki niej tysiące wrogich najeźdźców, zostawiając po nich jedynie popiół i kości. Różnica między nowym, a starym Samem polega jedynie na tym, że Stone stawi czoła kosmitom nie w zamierzchłej przeszłości (jak to miało miejsce do tej pory), a w czasach teraźniejszych - spodziewajcie się zatem odmiennego krajobrazu.
Przeniesienie akcji do teraźniejszości zaowocowało także tym, że nasz bohater nie będzie już do końca samotnym wojownikiem i uzyska drobną pomoc – niestety nie w formie kolejnej pary rąk dzierżącej giwery (a może i na szczęście, bo któż w końcu lubi dzielić się chwałą?), a w formie głosu radiowego, który różnymi instrukcjami nieco wesprze go w boju. Dobrze, że w końcu ktoś potowarzyszy Samowi, bo w końcu jego poczucie humoru – bardzo cyniczne, jak pamiętamy – będzie mogło znaleźć ujście podczas często prowadzonych dialogów, a nie wiecznych monologów (ileż na Boga można gadać do siebie…?!). Zatem i tym razem twórcy zadbali o cięty język naszego dzielnego herosa, który cały czas potrafi wywołać uśmiech na twarzy gracza swoimi wulgarnymi, relatywnie mocnymi tekstami. Trzeba też powiedzieć, że Croteam dość pokaźnie rozbudowało scenariusz względem części poprzednich. Nadal nie będzie to rzecz jasna nic szczególnie prozatorskiego, ale dobrze, że nieco go wzbogacono. Stanowi fajne urozmaicenie rozgrywki. Oryginalny klimat gry został więc całkowicie zachowany, a może i nieco wzmocniony – co wychodzi oczywiście na plus.
Początkowo jednak, moje odczucia wobec rozgrywki w SS3 były co najmniej ambiwalentne. Trafiłem oto do całkowicie zrujnowanego Kairu, gdzie bez zbędnej zwłoki rozpocząłem dynamiczne batalie przeciwko wrogim kosmitom. Rozwałka wstępnie była przyjemna, odczuć się też dało garstkę nowości (o nich za chwilę), mimo to, zabawa szybko zaczęła tracić na jakości, głównie dlatego, że owy zrównany z ziemią Kair przyszło mi oglądać przez najbliższych kilka poziomów. Co rusz labirynty zrujnowanych budynków, tworzące widok monotonny i – od pewnego momentu – denerwujący. Nic się nie zmieniało, a ja tylko gubiłem się między kolejnymi, bliźniaczo podobnymi konstrukcjami i faszerowałem ogniem kolejne zastępy obcych. Wprawdzie gdzieniegdzie przyszło mi spenetrować jakieś większe wnętrza, zwiedziłem także rozległe piwnice, ale jakoś wszystko to pozbawione było smaku.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler