Warcraft: Początek - recenzja filmu
Jestem natomiast zawiedziony obsadą. Na pierwszy ogień Idzie Travis Fimmel, grający Lothara – głównego bohatera. Naprawdę lubię gościa za rolę w Wikingach, ale oglądając go w Warcraft ciągle miałem przed oczami Ragnara – tyle że w innym wdzianku, ale nawet z tą samą, specyficzną manierą wysławiania się. Nie mogę nie mieć wrażenia, że facet miał problemy z wczuciem się w rolę, przez co ostatecznie wypadł dość mało przekonująco. Szkoda, bo w końcu gra w tej historii pierwsze skrzypce. Dość podobne odczucia miałem wobec Bena Schnetzera, wcielającego się w maga Khadagara. Wprawdzie nie zaprezentował się źle na ekranie, ale jednocześnie nie stworzył godnej zapamiętania postaci. Najbardziej natomiast drażnił mnie Dominic Cooper, odgrywający króla Llane. Nie wiem co było w nim nie tak, ale denerwował mnie za każdym razem, kiedy kamera obejmowała go obiektywem. Aktor w ogóle nie pasował mi do tej roli i, obserwując jego poczynania, notorycznie miałem poczucie olbrzymiego dysonansu. Sprawę ratują trochę Ben Foster, jako Strażnik Medivh, i – tu moim zdaniem najciekawszy punkt – Paula Patton grająca orczycę Garonę. Jej rola najbardziej zapadła mi w pamięć i wzbudziła najwięcej pozytywnych emocji. Szkoda że nie wyszło to pozostałym odtwórcom.
Co natomiast ciut zaskakujące, o wiele bardziej podobali mi się bohaterowie po stronie „orczej”. Polubiłem postać charyzmatycznego Durotana; jego żonę Drakę, no i świetnie wykreowanego Gul’dana, będącego pierwszoplanowym, czarnym charakterem opowieści. Aktorzy, którzy użyczali im swojego ciała i głosów, wraz z grafikami poradzili sobie wprost wyśmienicie. W tej bitwie zdecydowanie zwyciężyli orkowie!
Jak to wszystko przekłada się na odbiór produkcji? Cóż, nie da się ukryć, że wszelkie problemy, z jakimi zmaga się Warcraft, w pewnym stopniu odbijają się na frajdzie płynącej z seansu. Niedopracowana i lekko banalna fabuła z pewnością nie umknie Waszej uwadze. Dokuczliwe mogą być również pewne dłużyzny w środku filmu, przesadnie spowalniające akcję. Chwilami daje się odczuć, że efekty specjalne mogłyby być nieco bardziej dopieszczone, a Duncan Jones mógł znacznie więcej wyciągnąć z aktorów. Koniec końców nie przyćmiewa to ogólnie pozytywnego, finalnego wrażenia. Warcraft to dalej dzieło lekkie w odbiorze, mające sporo niezłych momentów i potrafiące przykuć uwagę widza. Nadal trudno nie zachwycać się naprawdę fantastycznymi sceneriami, świetnie wykonanymi rekwizytami oraz kilkoma widowiskowymi, całkiem emocjonującymi sekwencjami akcji. Większych zarzutów nie mogę też mieć do udźwiękowienia, Muzyka jest klimatyczna i wręcz monumentalna, przez co odpowiednio współgra z ogólnym nastrojem filmu. W ostatecznym rozrachunku pozytywy obrazu przeważają nad jego negatywami, dzięki czemu Początek potrafi dostarczyć sporej dawki satysfakcji.
Duncan Jones nie przywrócił chwały gatunkowi filmowego fantasty (o ile można powiedzieć, że kiedyś ta chwała w ogóle istniała), ale w dobie totalnej posuchy nie ma co wybrzydzać. Z pewnością nie jest to dzieło, które będziecie długo wspominać i do którego często będziecie wracać, ale film ma swoje momenty. Dzięki nim dobrze spędziłem czas w kinie. Fani Warcrafta na pewno się rozerwą, a pozostali również nie powinni być zwiedzeni. Ja nie byłem.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler