Gra w lekturze - Assassin's Creed: Porzuceni


Zidan @ 12:13 06.09.2013


Potem jednak robi się trochę gorzej. Nutka tajemniczości powoli opada, zaskoczenie mija, a Bowden nie jest w stanie utrzymać tak dobrego klimatu, jak w początkowych rozdziałach. Z jednej strony dostajemy cały czas zręcznie opisywane intrygi i sprawne prowadzenie akcji, ale ze strony drugiej – brakuje szczypty „niesamowitości”, a lektura robi się dość przewidywalna. Wprawdzie fajnie, że niemal połowa książki stanowi wątki nieznane z growego oryginału, a jest czystą inwencją twórcy, ale znowu nie są to treści nie wiadomo jak porywające. Miałem też wrażenie, że ta stricte adaptacja fabuły znanej z gry komputerowej (jak pamiętamy, rozgrywała się głównie na terenie Ameryki w okresie rewolucji), jest troszkę za bardzo zubożona i nie eksponuje pewnych, mimo wszystko, ciekawych motywów. Początek tekstu wyraźnie wskazuje, że celem Haythama na Nowym Kontynencie będzie poszukiwanie pozostałości po poprzedniej cywilizacji (twórców Fragmentów Edenu), ale z czasem powieść zupełnie pomija ten wątek – co bez wątpienia działa na niekorzyść. Ponadto uważam, że na podstawie tego, co prezentowała gra komputerowa, można było lepiej przedstawić dość złożone relacje rodzicielskie pomiędzy Haythamem i Connorem, które tu opisano beznamiętnie. Z kolei na pewno zajmujące jest „rozbicie” emocjonalne Haythama: jego ojciec-asasyn zaszczepił mu typowe dla bractwa doktryny, w oczywisty sposób kształtujące jego światopogląd, ale pamiętajmy, że ostatecznie młody Kenway staje się templariuszem, których nauki częściowo stoją w sprzeczności z ojcowską edukacją. Haytham rzeczywiście ma niebanalne spostrzeżenia odnośnie podobieństw i różnic w wizji świata tychże dwóch organizacji, które w dość pomysłowy sposób stara się ze sobą zespolić. Bowden dobrze poradził sobie z ukazaniem tej typowej dla serii „walki o ład” właśnie z perspektywy templariuszy, co również w pewien sposób poszerza horyzonty wszystkim sympatykom dzieła Ubisoftu.

Mimo że jest on postacią skomplikowaną, nie jestem jednak do końca zadowolony z kreacji Haythama. Nie twierdzę, że pisarz stworzył postać nudną, bo absolutnie tak nie jest – to bohater złożony i barwny, potrafiący zaskoczyć czytelnika swoją osobowością. Niemniej miałem wrażenie, że w powieści został zaprezentowany nieco zbyt pozytywnie, w stosunku do bohatera znanego z gry komputerowej. Jasne, Kenway nigdy nie był typem całkowitego złoczyńcy, ale był personą bez mała cyniczną i często - w oczywisty sposób - okrutną. W Porzuconych dostrzegam spory kontrast pomiędzy tym, co widziałem na ekranie komputera, a tym, co sprezentował Bowden. I – dla jasności – w dużym stopniu kontrast ten pozostaje nieuzasadniony.

Wszystko to nie znaczy jednak, że mamy do czynienia z pozycją nieudaną i złą - wcale tak nie jest. Pisarz po raz kolejny posługuje się sprawnym i elastycznym językiem, który w optymalnym tempie popycha fabułę Porzuconych i nie naraża odbiorcy na zbędne dłużyzny. Bowden dalej też wykazuje się zdolnością plastycznego pisania, ograniczając zbędne opisy i charakterystyki na rzecz wartkości akcji. Tego książce nie można zarzucić: mamy ponownie utwór napisany dynamicznie, dający się przeczytać szybko i bezboleśnie.

Nie mam też większych zastrzeżeń do polskiego wydania Porzuconych, za które i tym razem odpowiada wydawnictwo Insignis. Firma zdążyła przyzwyczaić nas do niezłej jakości wydawanych przez siebie pozycji i tak samo jest w tym przypadku. Wprawdzie znalazłem dosłownie garsteczkę potknięć w samej treści (brak spacji, literówka), ale żaden sposób nie wpływa to ujemnie na całokształt.

Koniec końców Assassin’s Creed: Porzuceni nie jest do końca tym, na co liczyłem. Wynika to chyba głównie z tego, że Oliver Bowden przyzwyczaił mnie do naprawdę świetnych książek o asasynach, a jego najnowsze dzieło wypada na ich tle wyraźnie słabiej. Byłoby jednak niesprawiedliwe oceniać lekturę w sposób negatywny - ostatecznie wcale nie jest to pozycja zła, czy nawet poniżej przeciętnej. Czyta się ją przyjemnie i bezstresowo, a samo obcowanie z Haythamem i poznawanie jego historii jest ciekawym doświadczeniem. Niemniej Porzuconym zabrakło tej świetnej nutki tajemniczości i mistycyzmu, za które tak bardzo lubiłem poprzednie dzieła Bowdena. Mam nadzieję, że pisarz wyciągnie wnioski, a literacka adaptacja zbliżającego się Black Flag ponownie przywróci tę książkową serię na właściwe tory.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?