Gra w lekturze - Assassin's Creed: Porzuceni


Zidan @ 12:13 06.09.2013

Muszę przyznać, że wyjątkowo mocno polubiłem w ostatnim czasie książki o asasynach. Oliver Bowden sprawnie pospisywał przygody znane z gier, a także – w inteligentny sposób – dodał do oryginalnego scenariusza swoje trzy grosze.

Muszę przyznać, że wyjątkowo mocno polubiłem w ostatnim czasie książki o asasynach. Oliver Bowden sprawnie pospisywał przygody znane z gier, a także – w inteligentny sposób – dodał do oryginalnego scenariusza swoje trzy grosze. Wprawdzie nie recenzowałem jeszcze wszystkich tych lektur (są dość leciwe, a staram się zajmować nowościami), ale z większością z nich już się zapoznałem i mam o nich jak najlepsze zdanie. Tym bardziej byłem więc ciekawy najnowszego tworu Bowdena, opartego już na trzeciej części Assassin’s Creed. I nie ukrywam, że w tym przypadku miałem naprawdę spore obawy: twórca świetnie radził sobie z poprzednimi częściami, ale jak pamiętamy, „trójka” przyniosła już zupełnie inny klimat i otoczkę, w stosunku do pierwszych czterech odsłon gry. No i nie ma co się oszukiwać: ostatnia część Ubisoftu, pod względem fabularnym, dość mocno kulała, a jej głównego bohatera – Connora – osobiście uważam za najbardziej mdłego ze wszystkich asasynów. Mimo to dalej wierzyłem, że Bowden da radę zrobić z Assassin’s Creed: Porzuceni powieść bardzo dobrą i jakoś naprostuje luki Ubisoftu, ale niestety: tym razem pisarzowi nie udało się stworzyć tekstu tak udanego, jak do tej pory, choć bez wątpienia ogólną koncepcję miał właściwą.



Co na początku miło mnie zaskoczyło – literat najwidoczniej też uznał Connora za postać niezbyt przejmującą i ostatecznie nie uczynił go głównym bohaterem powieści. Zdecydowanie barwniejszą, głębszą i bardziej intrygującą personą był jego ojciec – Haytham Kenway - i to właśnie na przedstawieniu jego perypetii skupił się pisarz. Zabieg jak najbardziej słuszny, a do tego podwójnie ciekawy – choć ryzykowny. Haytham w oczywisty sposób jest mężczyzną bardziej wyrazistym i złożonym niż jego syn, co z całą pewnością dawało nadzieje na lepszą fabułę. Po drugie, pamiętajmy, że Haytham nie przynależał do zakonu asasynów, a był pełnoprawnym templariuszem (potem nawet Wielkim Mistrzem). Dzięki temu, pisarz mógł ukazać wspólne dla serii motywy z zupełnie odmiennego punktu widzenia – co na szczęście czyni w zupełnie interesujący sposób. Pewne rzeczy jednak nie do końca wypaliły i po przeczytaniu ostatniej strony tekstu czułem faktyczny niedosyt – choć, mimo wszystko, dzieło Bowdena nadal należy uznać za lepsze niż przeciętne.

Powieść została napisana w formie dziennika, przedstawiającego niemalże kompletny przekrój życia Kenway’a. Poznamy go jeszcze jako 10-letniego chłopca, mieszkającego wraz z rodziną w Londynie, a pożegnamy – jak wiadomo – w momencie finalnej potyczki z samym Connorem. Oczywiście autor dokonał licznych przeskoków czasowych, niekiedy nawet kilkunastoletnich, tak naprawdę skupimy się więc na wybranych, najważniejszych (wg. twórcy) epizodach z życia Haythama. Niemniej to, co zaprezentował Bowden, pozwala na o wiele głębsze spojrzenie na osobę bohatera wzbogaca jego postać względem tego, co widzieliśmy w Assassin’s Creed III. Z jednej strony, jest naprawdę fajnie, ale z drugiej – tak jak wspominałem – pisarzowi nie udało się do końca wykorzystać drzemiącego w historii potencjału.

Pierwsza część opowieści, przybliżająca dzieciństwo Haythama, jest najmocniejszym fragmentem książki, dającym nadzieję na ciekawy rozwój wydarzeń. Atmosfera panująca w ówczesnym Londynie (spowitym zarazą), osobliwa relacja Haythama z ojcem, Edwardem (którego zresztą wkrótce poznamy, za sprawą Assassin's Creed IV) i resztą rodziny (między innymi z siostrą, będącą swoistym motorem dla części tutejszych motywów), czy w końcu pewna tajemnica, nieco wręcz mistycznie rozciągająca się wokół domu Kenway’ów – to wyjątkowo ciekawe kwestie, sprawiające, że z początku Porzuconych czyta się z prawdziwym zaangażowaniem.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?